Obserwatorzy

Tak po prostu se umarłam.

Sabrie, Szafa, Poland
No więc... niektórzy mają wrażenie że umarłam? Może rzeczywiście tak jest. Wraz z tym blogiem umarła część mnie. Gdyby jednak coś nakłoniłoby mnie do powrotu BYŁABYM SZCZĘŚLIWA! Mogą to zrobić tylko fani. Ale już nie wrócicie... prawda?

Ilu tu was było... :)

czwartek, 16 sierpnia 2012

Zawieszam Bloga

Wiecie jak to było... najpierw popsuł mi się komputer i nie mogłam napisać kolejnego rozdziału. Problemy z systemem ciągnęły się i ciągnęły w nieskończoność a rozdział 8 został nietknięty :( i jak został tak pozostanie  ze względu na to, że jadę do szpitala na operację i długo nie będzie mnie w domu. Przepraszam bardzo. Długo nad tym myślałam czy po prostu nie zawiesić bloga ale sama myśl o tym sprawiała mi smutek. Wiem, że was zawiodłam i na serio jest mi głupio. Chciałabym kontynuować, ale moja wena mi na to nie pozwala (chyba postanowiła mnie opuścić) Nie wiem czy uda mi się wrócić aczkolwiek jest nadzieja. Będzie to bardzo trudne, ale może za jakiś czas uda mi się coś napisać i wrócę do Letter from London. Jak na razie nie przewiduję nowych postów. Życzę wam szczęścia i dziękuję, że przez ten czas byliście ze mną. Mam nadzieję, że macie jakiegoś bloga który zastąpi wam mój, bo jest takich dużo i na dodatek o wiele lepszych. ;) Kocham was i nigdy nie zapomnę o tym co dla mnie zrobiliście. xxx życzcie Autorce zdrowiaaa ;* xD
Jeszcze raz przepraszam...

środa, 6 czerwca 2012

Przepraszam :(

chcialabym was przeprosic ale na razie nie wstawie nowego rozdzialu bo zepsul mi sie komputer i pisze teraz na komorce wybaczcie mi. Kiedy tylko bede miala komputer wstawie nowy rozdzial :) obiecuje. ;***
Chce wam powiedziec ze na serio mi na was zależy ;x nie jesteście jak fani a jak przyjaciele i jak najwspanialsza rodzinka :3 w koncu wszystkie Directioners to rodzina. Dziekuje ze jestesci i jeszcze raz przepraszam ;x

niedziela, 27 maja 2012

Rozdział siódmy - Louis miał rację


Znasz to uczucie? Rano budzisz się i nic nie pamiętasz. A zaczęło się od uścisku, potem pocałunek, 
nim zdążyłem się powstrzymać zorientowałem się, że zrobiłem coś okropnego. Ale ja tego nie chciałem. To przez alkohol. Gdybym mógł cofnąć czas... Teraz nie byłoby mi tak wstyd...

 Nad ranem obudziły mnie delikatne promienie słoneczne wpadające do pokoju przez odsłonięte okno ze 
wspaniałym widokiem na rozległe uliczki Londynu. Przeciągnąłem się i przekręciłem na bok. Zobaczyłem 
coś czego nie powinienem zobaczyć. Louis. Chłopak leżał obok mnie. Obok mnie. W jednym łóżku. Był 
nagi. 
Spojrzałem pod kołdrę na moje ciało – nagie ciało. To nie był dobry znak.
Ja i on. Jedno łóżko. Oboje nadzy. Wczorajsza impreza... alkohol.
- Nie, nie, nie, nie! - zacząłem panikować.
 Przyglądałem się śpiącemu Louisowi. Na jego plecach widniały ślady po paznokciach – moich paznokciach. Przypomniałem sobie jak podczas tej nocy wbijałem mu je w skórę przytrzymując go podczas kiedy on... boże. Jego jęki, moje krzyki kiedy z rozkoszą wchodził we mnie. Kręciło mi się w głowie od tych myśli. To nie mogła być prawda. Tak mi wstyd.
- Louis. - szepnąłem. - Louis, obudź się. - szarpałem go za ramię.
Chłopak odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się szeroko.
- Harry, co ty tu robisz? - spytał ochrypniętym głosem.
Przygryzłem wargę. Nie wiedziałem jak mam mu to powiedzieć. Ale chyba nie musiałem. Lou zaczął powoli łapać.
- O nie... - jęknął. - Co my do cholery zrobiliśmy?!
Loui owinął się kołdrą i zaczął skakać po pokoju w poszukiwaniu ubrań. Pomieszczenie było zdemolowane. Aż tak dobrze się bawiliśmy? Na podłodze leżały nasze bokserki. Podał mi moje, a swoje założył na siebie. 
 Ja wciąż nie mogłem w to uwierzyć. To nie miało się zdarzyć. Nasza przyjaźń stoi teraz pod wielkim 
znakiem zapytania. Ten chłopak zawrócił mi w głowie do takiego stopnia, że miałem nawet szansę się z 
nim przespać. Może wcale tego nie zrobiliśmy? Nie... Kogo ja chcę oszukać? Pamięć zaczęła mi wracać. 
Byliśmy razem w kuchni. Wypiliśmy kilka butelek i zaczęliśmy się całować. No tak... Ja go zacząłem 
całować. Rozbieraliśmy się i pieściliśmy aż w końcu chwiejnym krokiem poprowadziliśmy się na wzajem do sypialni. Tam zaczęliśmy się rozkręcać. Podobało mi się, wiem o tym. Louis też nie narzekał. 
 Ale właściwie... miał mi coś powiedzieć. Tak, powiedział to. Kiedy kładliśmy się razem do spać – pijani, 
nadzy, napaleni na siebie - on powiedział te dwa słowa które wciąż tkwią w mojej pamięci, zostały w niej 
najdłużej z całej tej nocy. Cały czas je słyszę. Kocham cię”
A mieliśmy być tylko przyjaciółmi.
 Lou usiadł na brzegu łóżka obok mnie. Westchnął ciężko. Bał się na mnie spojrzeć. Ja też bałem się jego 
spojrzenia. Dlatego nie patrzyłem w jego stronę. Siedziałem skulony obok niego w samej bieliźnie. 
- Hazz... - szepnął.
Serce podskoczyło mi do gardła. Czułem się głupio. To moja wina.
- Lou. - dotknąłem jego ramienia. - Przepraszam.
- Dlaczego? - Louis zwrócił na mnie swoje spojrzenie.
- Za tą noc. Nie powinienem...
- Nie o to chodzi. - przerwał mi. - Po prostu nie w taki sposób chciałem ci to powiedzieć... Nie w takich 
okolicznościach.
Chodziło mu o „Kocham cię” skierowane do mnie. To chciał mi powiedzieć zeszłego dnia. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Chłopak mówi mi, że mnie kocha. To chyba nie jest normalne. Też nie jestem święty. W 
końcu to ja zacząłem go całować. To ja byłem tak na niego napalony. To ja to zapoczątkowałem. Lepiej 
powiedzieć, że kogoś kochasz, bo to jest prawdziwe i szczere. Nie ma w tym nic ohydnego czy zboczonego. - A podobało ci się? - usłyszałem nagle.
- Hę? - spytałem zdezorientowany. 
- No wiesz. To jak się... - widać że ciężko było mu to powiedzieć. - … przespaliśmy.
Czy podobało mi się? Podobało? Tak czy nie? Nie miałem pojęcia. On jest gorący. Przystojny, pociągający. Chciałem to zrobić. Ale dlaczego? On mi się podoba. Ma świetne ciało. Jest doskonale zbudowany i ma 
fajny... no, ten... tyłek. Fajny to mało powiedziane. Seksowny, zmysłowy. Tak, to były idealne słowa. Jego oczy – głębokie i piękne, najpiękniejsze na świecie. Jego głos którym mówił, że mnie kocha. Jego włosy, w które wplotłem moje dłonie kiedy go całowałem. On był idealny. Tak, podobało mi się. Odpowiedź brzmi 
„tak”. Nie, nie mogłem. Nie mogłem mu powiedzieć. Tak czy nie? Tak... - co on sobie pomyśli? Nie mogę z nim chodzić. Nie – zrobię mu przykrość. Tak, nie, tak, nie... kurwa.
- Nie. - odpowiedź sama wydarła mi się z ust.
Louis spuścił wzrok. Co ja narobiłem. Co ja do cholery zrobiłem? Teraz musiałem to zakończyć. Tylko 
przyjaciele. Tego chciałem. Nie chciałem nic więcej. 
Proszę, Louis nie gniewaj się na mnie, proszę, ja nie wiem co robić...
- Aha... - szepnął. - W takim razie przepraszam.
Siedziałem sparaliżowany. Bałem się ruszyć. Widziałem w jego oczach łzy. Jestem głupi. Zraniłem go. 
Miałem inny wybór? On cierpi – przeze mnie. Złamałem jego serce. Sprawiłem mu ból, a niedawno 
mówiłem sobie, że nie chcę aby doznał bólu. Zaraz, co ja takiego mówiłem? Nie chcę, żeby więcej cierpiał”
To powiedziałem. Obiecałem sobie. A teraz sam byłem przyczyną jego cierpienia.
- Ja... pójdę do łazienki. - zaszlochał.
- Louis...
Próbował unikać mojego spojrzenia, żebym nie widział że płacze, ale i tak widziałem. Każda jego łza była 
dla mnie jak cios prosto w serce. On był moim przyjacielem. Nie zasługuje na taki ból, a ja nie zasługuje na niego. Dlaczego go nie pocieszyłem? Nie przeprosiłem? Bo jestem słaby i nie potrafiłem. 
Louis zamknął się w łazience. Zza drzwi dochodził do mnie jego płacz i szlochanie. Czułem jak mój cały 
świat legł w gruzach. To bolało. Bolało to, że przeze mnie płakał. To moja wina. On mnie kochał.
 Nie pozostało mi nic innego jak schować głowę w piasek. Tak jak robią tchórze. Zwykli, słabi tchórze. 
Ubrałem na siebie jakieś spodnie i zwykły T-shirt. Po cichu poszedłem do drzwi. 
- Przepraszam LouLou. - szepnąłem i wyszedłem z domu.
 Postanowiłem odejść na jakiś czas. Potem wrócę. Potem. Może ta sytuacja jakoś się uspokoi. Nie umiałem spojrzeć mu w oczy i wyznać co czuję. Będę go unikać. Tylko gdzie ja się podzieję? 
 Usiadłem na ławce w parku. Myślałem co dalej będzie. Zadawałem sobie pytanie „czy mi się podobało?”
 To było coś czego żadna dziewczyna nie potrafiła mi dać. Tej rozkoszy jaką dał mi tej nocy Louis. On jest 
jedyny w swoim rodzaju. Pociąga mnie. Tak, tak, tak. Podobało mi się. Chętnie zrobiłbym to jeszcze raz. 
Dlaczego nie powiedziałem mu „tak” To była najwspanialsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłem. Bałem się 
mu powiedzieć. Nie wiem czy ja go kocham. Nie mam pojęcia. Coś do niego czuję ale nie jestem pewny 
czy to na pewno miłość. Kiedy mu powiem, że go kocham on będzie przekonany, że chcę z nim być. A jeśli okaże się że jednak nie czuję do niego tego samego co on do mnie? Będę musiał to zakończyć. Złamię mu 
serce... zaraz... Już je złamałem. 
  Moje przyrodzenie cały czas było odrętwiałe. To przez niego. Był świetny tej nocy. Wiedziałem, że dał z 
siebie wszystko. Czułem to... w moich spodniach. Byłem zmęczony. Ciągle odczuwałem działanie alkoholu. Chciało mi się spać. Rozłożyłem się na ławce i zamknąłem oczy.
- Ej co ty domu nie masz, że w parku nocujesz? - usłyszałem znajomy mi głos.
Kiedy rozejrzałem się wokół ujrzałem Brendę. W sumie fajnie, że ją spotkałem. 
- Brenda! Nawet nie wiesz jak się cieszę że cię widzę. - uśmiechnąłem się.
- Och, jesteś uroczy. - poklepała mnie po policzku. - Co ty tu robisz?
Westchnąłem ciężko i spuściłem wzrok. 
- Wszystko spieprzyłem. 
Dziewczyna usiadła obok. Położyła mi dłoń na ramieniu. 
- Opowiedz kocurku wszystko co i jak. - złapała mnie za żuchwę i zmusiła mnie żebym na nią spojrzał.
Nie wiedziałem czy mam jej o tym mówić. Jeżeli już mam jej powiedzieć muszę powiedzieć wszystko. 
O tym co czuję do Louisa, o tym co mi powiedział i o naszej wspólnej nocy. Bałem się jak to odbierze. Nie znam jej jeszcze zbyt dobrze, ale potrzebuję komuś się zwierzyć.
- Znasz Louisa, prawda? - spytałem.
- Tak, to bardzo miły chłopak. 
- Widzisz, ciężko mi o tym mówić... - przełknąłem głośno ślinę. - Ostatniej nocy wyznał mi, że...
Brenda przytaknęła na znak żebym kontynuował. Wyglądała na wyrozumiałą. Z cierpliwością czekała aż jej powiem.
- Oj błagam cię, co to może być? - roześmiała się.
- Powiedział mi że mnie kocha. - wydukałem.
Brenda objęła mnie ramieniem, a drugą ręką zaczęła bawić się moimi włosami.
- Mów dalej. - szepnęła.
- Mogę ci ufać?
Obdarzyła mnie szczerym uśmiechem i spojrzała mi w oczy.
- Możesz mi ufać, naprawdę. - położyła dłoń na piersi.
- Potem za dużo wypiliśmy i... 
- Przespaliście się? - powiedziała to w taki sposób jakby to było coś normalnego. 
Przytaknąłem.
- Ale najgorsze jest to, że go zraniłem. - posmutniałem. - Zostawiłem go.
Brenda mruknęła cicho pod nosem. Powiedziałem jej. Mimo to, że wstydziłem się tej sytuacji teraz czułem 
się lżej. Myślę, że ta dziewczyna jest godna zaufania.
- Co proponujesz żebym zrobił? - spytałem.
Blondynka pogłaskała mnie po policzku.
- Przeproś go. - odparła krótko.
- Ja nie wiem czy to co do niego czuję to miłość. - dodałem. - Musiałbym to przemyśleć.
- W takim razie przemyśl to. - kiwnęła głową. - Powiedz mu że potrzebujesz czasu.
 Teraz kiedy ktoś dał mi to do zrozumienia wiedziałem już że tak zrobię. Tak, zdecydowanie ona jest 
rozsądną dziewczyną. Potrafi być pomocna i poważna. Myślę, że to idealny wzór na przyjaciółkę. Już byłem pewny, że zrobię tak jak Brenda mi radziła. Przeproszę go. Powiem mu że potrzebuje czasu aby wiedzieć 
czy będziemy razem szczęśliwi.
Razem z Louisem – to tak dziwnie brzmi.
- Dziękuję, Brenda. Jesteś niezwykła. - przytuliłem ją.
Roześmiała się i poklepała mnie po łopatce. 
- Muszę już iść. Powodzenia. - uśmiechnęła się i wstała z ławki.
- Dzięki jeszcze raz za radę. - pomachałem jej.
 
 Nie, nie chciałem wracać do domu – do Louisa. Wciąż nie potrafiłem mu spojrzeć w oczy. Bałem się. 
Kiedyś będę musiał, ale nie teraz. Na razie nie dam rady. Siedziałem w barze wypijając drink za drinkiem. Każdy łyk palącej cieczy uspokajał moje myśli, odrywał mnie od rzeczywistości. Przez chwilę mogłem 
zapomnieć. Spojrzałem przez okno. Miasto spowijał mrok, było już ciemno i późno, ale ja nie zamierzałem wracać. Deszcz uderzał o szybę, a ja obserwowałem jak po niej spływa. Wspominałem te słowa...
Któryś z nas pożałuje tej nocy. - Ja żałowałem
Louis miał rację.

sobota, 26 maja 2012

Rozdział szósty - Możesz mi powiedzieć


Przychodzi moment, że nie wiesz co się dzieje. Zero kontroli. Tak właśnie było. To moja wina.
 Jestem głupi, nieodpowiedzialny. Tak jest, zwykły głupi dzieciak...

 Louis i ja nareszcie mogliśmy być razem. Jego stan się polepszył i mógł wrócić do domu. Tak czy siak 
nawet gdyby wciąż tkwił w szpitalu ja byłbym tam z nim i nie odstępował na krok. To był pierwszy raz kiedy będziemy mieszkać w jednym domu. Ściśle mówiąc – w jednym pokoju. Cieszył mnie ten fakt gdyż będę
 miał szansę lepiej go poznać.
 Lou zaprowadził mnie do swojej sypialni którą już doskonale znałem, ponieważ sypiałem w niej już kila
 nocy z rzędu. Kiedy weszliśmy do pomieszczenia chłopak pospiesznie zdjął z szafki pluszowego misia i cały się zarumienił.
- Oj mój mały LouLou. - roześmiałem się.
- Jak małe dziecko... - spuścił wzrok. 
- Nie. - pogłaskałem go po policzku. - Wcale nie. To słodkie.
 Odetchnął z ulgą i uśmiechnął się delikatnie. W jego oczach widziałem jednak zakłopotanie. Przestał się 
odzywać co było trochę dziwne jak na niego. W milczeniu usiadł na łóżku i dyskretnie na mnie spojrzał. 
Zacisnął mocno wargi i zaczął nerwowo pocierać swoje dłonie. To nie było normalne zachowanie.
- Hazz? - szepnął.
Podszedłem do Louisa. Złapałem go za rękę i zająłem miejsce obok niego. Mocno ścisnął moją dłoń. 
Czułem, że jego palce były mokre od potu. Przez sam dotyk mogłem wyczuć pulsującą tętnicę na jego 
nadgarstku – Znak jak szybko biło jego serce.
- Tak? - spytałem niepewnie.
Chciał coś powiedzieć, ale nie przychodziło mu to z łatwością. Głośno przełknął ślinę przez co wydał z siebie cichy jęk. Patrzyłem na niego wyczekująco aż zacznie mówić.
- Ja... - z trudem zaczerpnął powietrza. - Długo myślałem jak dobrać odpowiednie słowa.
Przytaknąłem na znak żeby kontynuował.
- Nie wiem jak na to zareagujesz. - szepnął.
Co to mogło być że bał się o tym powiedzieć? Wyglądał na zdenerwowanego. Jego oczy pociemniały. 
Otaczała nas taka cisza, że między przyspieszonymi uderzeniami jego serca słyszałem jak ciężko oddycha.
- Cokolwiek to jest możesz mi powiedzieć. - zapewniłem go.
Starał się uśmiechnąć, ale na jego twarzy wciąż malował się jakby strach.
- Widzisz od kiedy tylko... 
Nie dokończył jednak. W tym momencie do pokoju wpadł Zayn.
- Coś się stało? - Zayn przeniósł wzrok na nasze splecione dłonie.
Szybko wyszarpałem rękę z uścisku Louisa i położyłem dłoń na jego plecach w przepraszającym geście.
- Źle się czuję. - wymamrotał Lou.
Chłopak oparł się o ścianę i westchnął ciężko.
- Czyli z dzisiejszej imprezy raczej nici? - zaczął oglądać swoje paznokcie.
Oboje popatrzyliśmy na niego pytająco.
- Imprezy? Serio? Jeszcze po ostatniej się nie ogarnąłeś. - Louis obrzucił surowym spojrzeniem chłopaka.
Zayn uniósł brew.
- A ty od kiedy taki dorosły? - wycedził.
Lou pokręcił głową.
- Chcę ci tylko przypomnieć jak kończą się domówki z alkoholem. Zawsze tylko same problemy.
Zayn westchnął i zaczął poprawiać swoją idealnie ułożoną fryzurę. Ja uważnie przypatrywałem się całej 
rozmowie nie mając odwagi wtrącić choćby słowa. Lou wyglądał na dość rozważnego w tej sprawie, a ja
 myślałem, że jest bardziej... no jak to ująć? Szalony?
- Zupełnie jakbym rozmawiał z Liamem. - przewrócił oczami. - Ale w przeciwieństwie do ciebie on wyraził
zgodę.
Louis popatrzył na mnie jakby oczekiwał wsparcia z mojej strony. Zaczął nerwowo przeczesywać swoje 
włosy. Ja nie miałem pojęcia co powiedzieć.
- No błagam cię! - jęknął Zayn. - Już wszystkich zaprosiłem!
- Eh... no dobra. - jęknął Loui. - Ale na pewno któryś z nas pożałuje tej nocy.
- Na pewno nie! - chłopak podskoczył z radością i wybiegł z pokoju.
Lou wstał z łóżka. Chwyciłem go za rękę w celu zatrzymania go.
- Chciałeś mi coś powiedzieć.
Przygryzł wargę i zaczął uciekać wzrokiem po pokoju.
- Już nie ważne... - wyszedł z pomieszczenia.
Wpatrywałem się tępo w drzwi jakbym oczekiwał, że z powrotem pojawi się w nich Louis. Cokolwiek to było bał się mi to wyjawić. Zdałem sobie też sprawę z tego, że od kilku dni nie było ani wzmianki o naszym pocałunku. Przypomniałem sobie co wtedy czułem. To uczucie – jakby wznoszenia się ponad ziemię, że już mam to wszystko o czym marzyłem. To ciepło jego ust i ich słodki smak – wciąż to czułem. Mieszanka 
pragnienia i namiętności. Właściwie to wydarzyło się tak szybko, ale jak? Dlaczego? Co on czuł? A może 
Loui odebrał ten pocałunek zupełnie inaczej niż ja. To chciał mi powiedzieć? Na razie same pytania... zero 
odpowiedzi. Ten chłopak jest póki co dla mnie zagadką. Jestem głupi. Jak ja mogłem zrobić coś tak 
ohydnego. Nalegałem. To ja to zacząłem, to moja wina. Wiedziałem, że robię źle całując go, ale to było 
silniejsze ode mnie.
Tak, pragnąłem go.
 
 Zayn przyniósł alkohol co nie za bardzo podobało się Liamowi, a Louis zaczął pisać same czarne scenariusze tej imprezy. Załatwił też coś do jedzenia co i tak okazało się zbędne gdyż Niall wszystko zjadł wciągu 
kilku minut. Liam pouczał nas czego mamy nie robić w trakcie domówki i na co uważać. 
 Około godziny osiemnastej zjawili się pierwsi goście. Szczerze mówiąc nie miałem ani siły ani ochoty na
 imprezowanie więc siedziałem w pokoju Louisa wtulony w pościel przesyconą ostrą wonią jego dezodorantu i słodkim zapachem marchewek.
- Harry! Do ciebie. - usłyszałem stłumione nawoływanie Zayna. 
- Co do cholery? - jęknąłem i wstałem z łóżka.
Podbiegłem do przedpokoju gdzie stał Zayn, a w drzwiach ujrzałem Brendę i Alexis. Obie ubrane były w
 krótkie ciasne topy i miniówki. Muszę przyznać, że wyglądały jeszcze bardziej zachwycająco niż zazwyczaj. Byłem szczęśliwy, że przyszły, ale moja radość za chwilę zniknęła kiedy za Alex dostrzegłem znajomego mi chłopaka – Nathana. Dziewczyny przywitały się ze mną i razem z Nathanem wkroczyły do środka. Impreza już trwała od jakiegoś czasu, a ja nie miałem ochoty się bawić razem z resztą. 
 Stanąłem na „odludziu” i oparłem się o ścianę. Skrzyżowałem ręce na piersi i uważnie przypatrywałem się
 co robią inni. Zayn właśnie obwinął Nialla papierem toaletowym, a on zaczął krzyczeć, że jest mumią i to już po jednym piwie. Alexis i Nathan właśnie obściskiwali się – tak jak myślałem. Brenda tańczyła razem z 
innymi i wyrywała wszystkich chłopaków po kolei co wyglądało dość zabawnie. A ja stałem i się gapiłem. 
Zastanawiałem się co Lou chciał mi powiedzieć. To ta myśl nie dawała mi spokoju. Sprawiała, że czułem się winny. Chciałbym cofnąć czas i powstrzymać się od pocałunku. Albo żeby Loui zapomniał, żebym ja 
zapomniał... tak jakby nigdy tego nie było.
- Czemu nie bawisz się z resztą? - Louis stanął obok mnie.
- Nie mam siły. - odparłem nie patrząc na niego. - A ty?
- Musi być ktoś kto zbierze ich potem z podłogi. - roześmiał się.
 Louis cały czas wyglądał jak nie on. Minę miał smętną i przygnębioną. Jego głos był cichy i drżący, 
brakowało w nim tej wesołej nutki. 
 Nagle poczułem, że jego ręka dotknęła mojej po chwili nasze palce splotły się ze sobą. Spojrzałem na niego rozkojarzony. 
- Tak, wiem że miałem coś zrobić. - szepnął i zaprowadził mnie do kuchni.
Do kuchni? Dlaczego? 
Kiedy byliśmy już w pomieszczeniu Louis usiadł na blacie kuchennym i wpatrywał się we mnie zielono-niebieskimi oczami. Trzymał za końce moich palców i przyciągnął mnie bliżej. Pochylił się nade mną, a ja 
spojrzałem mu w twarz mylnym wzrokiem. 
- Nie chciałem tej imprezy bo od jakiegoś czasu próbuję ci coś powiedzieć. - westchnął. - To dla mnie 
trudne. Ta domówka tylko mi w tym przeszkadza.
Rozejrzałem się.
- Tu jest dość cicho. - odparłem. - Możesz mi powiedzieć.
- Boję się, że nie dam rady... - wyszeptał.
Lou spojrzał na butelkę z alkoholem. Wziął ją do ręki.
- Może to mi trochę ułatwi. 
Chciałem go zatrzymać ale nim to zrobiłem on już otoczył ustami szyjkę butelki i zaczął wypijać jej 
zawartość tak zachłannie, że strużki alkoholu spłynęły mu po żuchwie i szyi. Prowokacyjnie rozchylił  
wilgotne od piwa usta i obdarzył mnie zachęcającym spojrzeniem. Chciałem się powstrzymać, ale nie 
potrafiłem. Przyssałem się do jego szyi pieszcząc językiem cienką wilgotną skórę. Lou jęknął. Przybliżyłem 
się do niego tak, że nasze klatki piersiowe ciasno do siebie przylegały. Wiedziałem, że stać mnie na więcej. Potrzebowałem tylko...
 Wziąłem kilka łyków z butelki którą trzymał Loui. Chłopak splótł palce na moim karku i przyciągnął moją 
twarz do swojej. Przycisnął swoje usta do moich i próbował wepchnąć swój język do środka, rozchyliłem wargi żeby mu to umożliwić. 
To było dla mnie za mało, a ja chciałem więcej. 
 Wypijaliśmy butelkę za butelką aż coraz cięższe było utrzymanie się na nogach. Alkohol uderzył mi do 
głowy. Nie panowałem już nad żadnym ruchem, zupełnie jakby sterowało mną jakieś dzikie zwierze. 
Rzuciłem się na chłopaka. Przyssałem się do jego ust. Zacząłem ssać jego wargi i pieścić językiem 
podniebienie. Głośno przełknął ślinę, a jego jabłko Adama podskoczyło. Uśmiechnął się. Chciał coś 
powiedzieć ale to wszystko działo się zbyt szybko, zbyt agresywnie.
Pchnąłem Louisa tak że leżał plecami na blacie. Pochyliłem się nad nim i zacząłem powoli zdejmować mu 
koszulkę całując przy tym jego miękką skórę. Odchylił głowę w rozkoszy, zaczął cicho jęczeć i sapać. 
Objął mnie w pasie i gwałtownie przyciągnął do siebie tak że wylądowałem na nim.  Zdjął ze mnie bluzkę i 
złożył serię gorących pocałunków na mojej nagiej skórze. 
To działo się tak szybko, nie mieliśmy kontroli. Pragnąłem więcej.
 Lou wstał z blatu. Przygryzając moją wargę przycisnął mnie do ściany. Wodziłem językiem po jego szyi,
 niżej – po jego torsie, niżej – po brzuchu, wokół pasa. Delikatnie zsunąłem mu spodnie. Jeszcze niżej. 
Moje ruchy stały się łagodniejsze. Położyłem palec na jego podbródku przybliżyłem go i pocałowałem 
łaskocząc jego skórę rzęsami. Moja dłoń zaczęła zsuwać się niżej do obojczyka, do piersi aż doszła do pasa. Louis aż zadrżał. Powoli rozpiąłem rozporek jego spodni. Zsunąłem ubranie na wysokość jego kostek. 
Został już w samych bokserkach, których jednym ruchem mógłbym się pozbyć. Lou rozebrał mnie do tego 
samego stopnia. Obdarowując się wzajemnymi pocałunkami, chwiejącym krokiem wyszliśmy z kuchni 
prawie nadzy. Louis zaprowadził do pokoju mimo tego że przez sporą dawkę alkoholu ledwie do niego 
trafiliśmy. Pchnął mnie na łóżko i zaczął czołgać się w moją stronę.
- Jestem twój. - szepnąłem i rozłożyłem ręce w zachęcającym geście.
 Co dalej się działo? To było to czego pragnąłem. 
Kompletne szaleństwo. Ta rozkosz, jego jęki działały na moje podniecenie. Czułem jak w moich 
bokserkach rośnie ciśnienie. To było coś czego jeszcze nigdy nie przeżywałem tak bardzo jak z którąś z 
dziewczyn. Ta bliskość, nagość... alkohol sprawiał że to było jak sen – najwspanialszy sen z którego nie 
chciałem się budzić.
Posunęliśmy się za daleko... ale ja wciąż chciałem więcej...

Beznadzieeeja nic nie mogłam wymyślić O_o boję się że nie dotrwam :<
kilka osób chciało jakąś eroscenę. Na razie nie jest tak bardzo ero xD 
Wiecie nie mogłam tak od razu dać takiej scenki :p w końcu to dopiero początek 
Mam nadzieję że się podoba. Coś tam se naskrobałam
Proszę o komenty i opinię ;)
zapraszam też na mojego twittera-----> @PaulaMlAmour
Dziękuję i do następnego! xx

środa, 23 maja 2012

Rozdział piąty - Zazdrość?


Przepraszam że tak dużo akapitów ale mi się coś skiepściło :<
Po pierwsze bardzo przepraszam że nic ostatnio nie dodawałam ale miałam jakąś blokadę :<
A oto nowy rozdział który jest nudny, krótki i beznadziejny, ale mimo to mam nadzieję, że będziecie HAPPY że coś
dodałam :D Tak się wymęczyłam i nie wiem jak wyszło :/ proszę bądźcie wyrozumiali ;xx
Kocham wassss <3

...Dobrze wiesz jak to jest. Raz czujesz, że kochasz kogoś całym sercem raz czujesz, że całe serce pęka.
Zawsze jednak jest osoba przy której możesz być sobą. Tak, potrzebowałem czułości. On mi ją dał...
Nad ranem obudził mnie jakiś hałas rozchodzący się po mieszkaniu. Nie chciało mi się jeszcze wstawać,
ale tak czy siak nie zasnę w takich warunkach. Niechętnie podniosłem się z łóżka. Wciąż byłem zmęczony.
Przechadzając się po domu w celu zidentyfikowania źródła hałasu potykałem się o własne nogi.
em jeszcze logicznie i tak na wszelki wypadek wziąłem coś do obrony – cokolwiek, to
W końcu odkryłem to co chciałem – głośne walenie do drzwi. Trochę się wystraszyłem. Nie myśla ł co miałem pod ręką. Nie wiedzieć czemu była to akurat łyżka. Raczej nikogo nie przestraszę takim marnym sztućcem. Podszedłem bliżej wejścia.
Odblokowałem zamek i gwałtownie otworzyłem drzwi wymachując we wszystkie strony łyżką .
Moim oczom ukazała się trójka chłopców. Liam zaczął krzyczeć i chować się za Nialla, który trzymał chwiejącego się Zayna.
- Aaa! Zabierz to dzieło szatana. - Liam trząsł się ze strachu.
Obejrzałem dokładnie łyżeczkę.
- Liam... To tylko łyżka. - popatrzyłem na niego pytająco.
Niall zabrał ode mnie sztuciec i wkroczył do środka prowadząc Zayna.
- Louis już wrócił? - spytał blondyn.
Nie za bardzo rozumiałem.
- Ah, wy przyszliście do niego, tak? - uderzyłem się dłonią w czoło.
- Nie. My tu mieszkamy. - oznajmił Liam.
Oni dzielili dom z Louisem? Bo na to właśnie wszystko wskazywało
- A ja jestem w ciąży... - wymamrotał Zayn.
Zrobiłem wielkie oczy.
- Co? - zakrztusiłem się.
- Nie słuchaj go. - Liam machnął ręką. - Za dużo alkoholu jak na jedną noc, co? - poklepał chłopaka po policzku.
Małe nieporozumienie. Było mi głupio, że Louis zaprosił mnie do domu zwłaszcza, że nie był jedynym jego mieszkańcem.
- Spokojnie, Louis nam powiedział. - zapewnił mnie Niall. - Czuj się jak u siebie.
Odetchnąłem z ulgą. Czyli jednak wiedzą, że jestem jak na razie piątym współlokatorem. Cieszyłem się, że chłopaki będą ze mną,
bo Louis póki co leży w szpitalu, a ja czułbym się samotnie.
Ledwie minął poranek, a ja już tęskniłem za tym pięknym uśmiechem. Martwiłem się o Lou. Chciałem być z nim.
Wciąż czułem dotyk jego rozgrzanych ust i ich słodki smak. Po co ja od niego odchodziłem? Nie potrzebowałem wygodnego
łóżka żeby być szczęśliwy. Potrzebowałem jego – Louisa i spojrzenia tych głębokich oczu, czułych słów.
się kocha? Sam nie wiem co myśleć. Czuje się dziwnie z tym co wydarzyło się
Bo nie można odchodzić od osoby którą...
statniego wieczoru. Trochę mi głupio, wręcz wstyd. Czy to normalne? To nic nie znaczyło. To tylko taki całus.
o Nic więcej... Głupek, tak jestem głupi. Kogo ja chcę oszukiwać? Sam lepiej wiem i siebie nie okłamię.
Cholera, ja go chyba kocham...
Ale czy to nie za dużo powiedziane?
Liam pilnował pijanego Zayna obmywając mu twarz wodą. Ubrałem się i wziąłem szybki prysznic.
Siedziałem przed telewizorem, a Niall wtulał się we mnie wcinając ciastka przez co byłem cały w okruchach.
Dziwnie się czułem siedząc tak skrępowany przez jego ramiona, ale był taki uroczy – jak mały kociak i nie miałem serca nawet
się ruszyć żeby go tym nie urazić.
- Ciastka się skończyły... - jęknął załamany. - Boże! Umrę z głodu.
Popatrzyłem na niego pytająco.
Nagle poczułem, że coś wbija się w moją nogę.
- Niall! Co ty robisz?! - poderwałem się.
Chłopak zrobił niewinną minę.
- Byłem głodny. - zachichotał.
- Zamierzałeś mnie zjeść...?
- Tylko przez chwilę. - uśmiechnął się.
Trochę mi się nudziło. Liam i Zayn byli zajęci, a Niall krzyczał, że umrze z głodu i dlatego nic nie chciało mu się robić.
Zerknąłem na telefon. Długo myślałem czy to zrobić. Trochę się bałem chociaż nie wiem czego.
- Może zadzwoni... - spojrzałem wyczekująco na wyświetlacz.
Nic. Cisza.
- Dobra. Spokojnie Harry... Przecież nic się nie stanie. - uspakajałem się.
Wybrałem numer Alexis. Przystawiłem telefon do ucha i z niecierpliwością słuchałem sygnałów czekając aż ktoś odbierze.
- Halo? - usłyszałem.
- Cześć to ja Harry. - zacząłem niepewnie.
- Hej, fajnie, że dzwonisz. - głos Alex wydawał się być radosny co mnie bardzo uspokoiło.
- Masz ochotę gdzieś wyskoczyć?
- Jasne! - odpowiedziała natychmiast. - To gdzie? Może być w parku?
- Może być wszędzie byle z tobą. - roześmiałem się.
Zorientowałem się, że właśnie zacząłem flirtować co mnie trochę przeraziło. Nie wiedziałem jak Alex zareaguje na zaczepkę.
Wydawało się, że nie miała nic przeciwko. Odpowiedziała mi cichym chichotem.
- Okay, zaraz tam będę.
Rozłączyła się. Poszło łatwiej niż przypuszczałem. Bardzo chciałem się z nią spotkać, ale wcześniej nie miałem odwagi.
Oznajmiłem chłopakom, że wychodzę choć pewnie i tak żaden z nich tego nie słyszał – zakłócało mnie bowiem rozpaczliwe
błaganie o jedzenie. Kiedy byłem już na dworze zacząłem kierować się w stronę umówionego miejsca. Nawet się tam nie
znalazłem a już napotkałem na swojej drodze Alexis. Uśmiechnęła się i pobiegła w moim kierunku .
- Część! - dziewczyna przytuliła mnie mocno co trochę mnie onieśmieliło. - Mieszkasz tu niedaleko?
- Właściwie mieszkam z przyja... - nie dokończyłem gdyż w tym momencie na Alexis wpadła jakaś blond włosa nastolatka.
- O! Co tu robisz? - spytała.
Szybko skierowała na mnie wzrok swoich niebieskich oczu. Uniosła jedną brew jakby coś nie podobało jej się w moim wyglądzie.
- Jestem Brenda. - uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła rękę.
Wydawała się być całkiem sympatyczna.
- Harry. - uścisnąłem jej dłoń.
Nagle usłyszałem za sobą głos wołający imiona dziewczyn. Kto jeszcze tu przyjdzie?
- No nareszcie Nathan! Ile można na ciebie czekać? - westchnęła Brenda.
Kiedy się odwróciłem moim oczom ukazał się jakiś chłopak. Biegł w naszą stronę machając ręką.
- Cześć. - Alex podeszła do chłopaka i wtuliła się w jego tors zamykając przy tym oczy.
Nathan pogłaskał ją czuło po głowie. Zaczęło dręczyć mnie dziwne, nieprzyjemne uczucie. Zazdrość? Ujął jej twarz w dłoniach
i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Czułem się niepotrzebny... naprawdę. Trochę jakby ktoś trafił mnie nożem prosto
w serce. Tak, krwawiłem w środku. Alexis podobała mi się, a na moich oczach to wszystko co chciałbym jej kiedyś powiedzieć
zostało przekreślone.
Wiedziałem, że zbiera mi się na płacz. Tylko nie rycz, Harry, nie porycz się – myślałem. Nie mogłem, to było silniejsze ode mnie.
- Źle się czuję... Chyba już pójdę. - nie zabrzmiało to ani trochę przekonująco.
- Harry, co ci? - Brenda położyła dłoń na moim ramieniu.
Nic nie odpowiedziałem. Unikałem jej wzroku. Alexis i Nathan i tak byli zajęci sobą. Zrezygnowany wróciłem
z powrotem do domu.
Wszedłem do mieszkania. Cicho poszedłem do pokoju Louisa. Usiadłem przy łóżku i ukryłem twarz w dłoniach.
Nie potrafiłem się powstrzymać od płaczu. Byłem zazdrosny. Chciałbym być na miejscu tego chłopaka.
Na pewno dałbym Alex więcej szczęścia niż on .
To był zły pomysł...
Wróciłem do szpitala – do Louisa. Chciałem się z nim zobaczyć. Rozpaczliwie potrzebowałem jego czułości.
Kiedy wkroczyłem do pokoju on momentalnie wyciągnął ręce w moim kierunku.
- Hazza! - zawołał, a jego głos był pełen radości.
Zrobiłem to co zawsze kiedy go widziałem – przytuliłem go jak najmocniej umiałem,
ale tym razem wtuliłem swoją twarz w jego ramię aby móc się na nim wypłakać.
- Co się dzieje? - pogłaskał mnie po plecach.
Nie byłem w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Płacz więził mój głos i ranił gardło tak, że czułem przerażający ból, 
a przede wszystkim pustkę. Jeszcze nigdy nie przeżyłem takiego rozczarowania. To wszystko trwało moment.
 Ten pocałunek, którego ja tak bardzo pragnąłem. Moment, a jednak wciąż miałem go przed oczami. To mnie rozdarło – jak kartkę
, na pół. Kto by pomyślał, że kilka sekund z życia może je totalnie zrujnować? Nie... nie totalnie.
Wciąż mam kogoś kto będzie przy mnie. Obiecał. Nie mógłby odejść. Nie zdradziłby mnie. Zrobiłby dla mnie wszystko tak 
samo jak ja dla niego. Wiedziałem to.
- Potrzebuję cię. - zaszlochałem. - Bardziej niż czegokolwiek.
Musnął wargami mój policzek i zaczął delikatnie przygryzać płatek mojego ucha.
- Mój mały Hazza. - szepnął.
Moje usta zaczęły same układać się w szeroki uśmiech. Przez chwilę zapomniałem o płaczu i o smutku. Uwielbiałem kiedy
 mnie tak nazywał. „Hazza” z tonem jego ochrypniętego głosu brzmiało melodyjnie.
- Mój mały LouLou. - położyłem twarz obok jego.
Tak, zdecydowanie dla niego mógłbym umrzeć... Dlaczego? Czy to naprawdę coś więcej niż zwykli przyjaciele? 
Tego sam nie wiem. Dziwne?


Jak już mówiłam taki krótki i beznadziejny :p
Nawet nie wiecie jak się męczyłam żeby cokolwiek napisać! O_o
Tak też już wspominałam że to taka jakby "faza przejściowa" myślę że potem będzie lepiej ;)
Przepraszam jeszcze raz Xx
Liczę na komenty i miłe oceny :3 i do następnego ^^
 

środa, 16 maja 2012

Rozdział czwarty - Jestem niegrzecznym chłopcem


… Żenujące, wiem. Ale to nie dla tego, że tak chciałem. To nie dla tego, że po prostu taki jestem. Ja tylko spotkałem idealną osobę dla której byłem w stanie zrobić wszystko. Nie osądzaj mnie. Potrzebowałem się komuś zwierzyć. Wybrałem Ciebie. Jak myślisz, dlaczego? Wierzę, że mnie zrozumiesz. A poza tym... Mam coś do stracenia...?


Przez całą noc nie zmrużyłem oka. Musiałem czuwać przy Louise. Byłem za niego odpowiedzialny. Często się budził i próbował wstać z łóżka na co nie mogłem mu pozwolić – jeszcze by sobie zrobił krzywdę. Kiedy nie spał płakał i jęczał z bólu. Nie mogłem mu inaczej pomóc jak po prostu tu być. Musiałem go podnosić i prowadzić do łazienki razem z pielęgniarką , gdzie kilka razy stracił przytomność podczas załatwiania pilnej potrzeby. Do tego wymiotował. Był wyczerpany po operacji. To była ciężka i długa noc, ale sądzę, że dla Louisa gorsza niż dla mnie.
Był już ranek kiedy bez sił opadłem na podłogę. Nie mogłem się podnieść. Chciałem spać, a oczy same mi się zamykały. Teraz o niczym nie marzyłem tak bardzo jak doprowadzić moje zwłoki do łóżka – ciepłego, miękkiego łóżka, ale nawet go nie posiadałem. Stwierdziłem, że wystarczy mi podłoga. Zimna i twarda, ale ja pragnąłem tylko snu, odpoczynku. Wiedziałem, że teraz nie ma na to czasu. Niechętnie wstałem z ziemi i przyczołgałem się do łóżka Louisa. Spojrzałem na wymęczoną twarz chłopaka. Spał. Nareszcie. Jego stan chyba się polepszał. Co tu do cholery robi personel szpitalny skoro ja bez przerwy się nim opiekuję?
Położyłem twarz na jego posłaniu. Nie chciałem żeby cierpiał. Zrobiłbym dla niego wszystko. Nie wiem dlaczego... po prostu go lubiłem, a kiedy widziałem jego ból sam krwawiłem od środka. Nie da się słowami opisać jak bardzo było mi go żal. Gdybym mógł wziął bym całe jego cierpienie na siebie... byłbym w stanie to zrobić choćbym miał umrzeć w najgorszych męczarniach. Dlaczego jemu się to działo? Nie zasłużył na taki los. Nie pozostało mi nic innego jak być. Być przy nim przez cały czas i pomóc mu jak najlepiej potrafiłem. Dać z siebie wszystko. Żeby chociaż przez chwilę zobaczyć uśmiech na jego twarzy. Uśmiech, który tak uwielbiałem, bo był najpiękniejszy na świecie.
Jesteś... - usłyszałem jego ochrypnięty głos. - ...ciągle tu jesteś.
Louis dotknął mojego ramienia. Zimną, bladą dłonią wodził po mojej skórze. Kiedy otworzyłem oczy ujrzałem jego niebiesko-zielone tęczówki. Jego usta ułożyły się w słaby uśmiech.
Jak się czujesz, Lou? - spytałem.
Nic nie odpowiedział tylko westchnął ciężko. Widziałem, że z trudem oddychał. Łapczywie nabierał powietrza do płuc.
Nie wiem, Harry. - złapał mnie za rękę. - Wszystko mnie boli.
Przytuliłem go. Szeptałem mu do ucha pocieszające słówka. Wiedziałem, że lubi kiedy nazywam go „Mój mały LouLou” tak też do niego mówiłem dzięki czemu chociaż trochę się uśmiechał.
Chciałbym sobie ulżyć. - Louis przejechał palcem po błękitnych żyłach na nadgarstku i uśmiechnął się smutno.
W życiu bym ci na to nie pozwolił. - pokręciłem głową.
Wiem, nie mógł bym cię zostawić. Ty mnie nie zostawiłeś. - w jego oczach dostrzegłem łzy. - Nie zostawiłeś mnie, Harry. Tak ci dziękuję.
Nie śmiał bym go zostawić tutaj samego. Był mi wdzięczny. Widziałem to w jego zamglonych oczach, słyszałem to w jego drżącym głosie, wyrażały to jego ciepłe słowa.
Powinieneś odpocząć. - Louis popatrzył na mnie z żalem.
Nie mogę. Wiesz o tym. - zapewniałem go.
Westchnął ciężko. Starał się unikać mojego spojrzenia. Krążył wzrokiem gdzieś w głębi pokoju. Popatrzył na swoje dłonie.
Lepiej by było gdybym umarł. - pogłaskał mnie po policzku. - Jestem ciężarem dla wszystkich.
Położyłem mu palec na ustach.
Nawet tego nie mów. - skarciłem go. - Masz przestać gadać takie głupoty.
Ty nic nie rozumiesz. Tak mi głupio. - zaszlochał. - Patrze na to jak się starasz. Doceniam to, ale ty jesteś przeze mnie przemęczony. Popatrz jak ty wyglądasz, już prawie jak ja.
Nie obchodzi mnie to. - zaprzeczałem wszystkiemu co powiedział.
Lou wyglądał na zdezorientowanego. Zaczął się za wszystko obwiniać. Dlaczego? To nie jego wina to co się stało. On potrzebował opieki, a ja ją nad nim sprawowałem. Byłem z tego dumny, cieszyło mnie to. Bycie z nim dawało mi radość nie ważne jak ciężko musiałem pracować i choćbym miał czuwać nad nim całymi dniami i nocami. Nie spać, nie jeść, nie pić. Mógłbym dla niego umrzeć tylko po to aby on już więcej nie odczuł cierpienia.
I nie chcesz nic w zamian? - popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
Miałem zamiar od razu powiedzieć „nie” ale chwilę się zastanowiłem gdyż dostrzegłem, że jest coś takiego co bym chciał.
Właściwie... - uśmiechnąłem się. - Jest coś co mógłbyś dla mnie zrobić...
Dla ciebie wszystko. - powiedział z powagą.
Położyłem palec na jego mostku. Delikatnie przesunąłem go wyżej do szyi aż doszedłem do podbródka gdzie go zatrzymałem. Skierowałem  spojrzenie Lou na mnie.
Obiecaj. W zamian za to, że cię nie opuszczę... - wyszeptałem przybliżając twarz do jego. - … ty nigdy nie opuścisz mnie.
Obiecuję. - Louis rozchylił wargi i zamknął oczy. Czekał aż zrobię pierwszy krok.
Delikatnie szturchnąłem go nosem. Nasze twarze były coraz bliżej – tak blisko, że czułem na skórze jego przerywany oddech.  Usłyszałem od niego jeszcze ciche „kocham cię” kiedy poczułem na ustach dotyk jego miękkich warg. Niewinny pocałunek zaczął rosnąć w siłę i namiętność. Jego dłonie spoczywały na moich barkach. Wodziłem palcami po jego klatce piersiowej. Słyszałem jak pikanie ze strony monitora stawało się coraz szybsze. Nasze języki splotły się,a jego z pasją zaczął wnikać do mojej jamy ustnej . Louis jęknął cicho na co odpowiedziałem mu tym samym. Poczułem jak jego ciało zadrżało. Zrobiło mi się gorąco i choć oddychałem nosem to wspaniałe uczucie jakby wnoszenia się odbierało mi tlen. Gwałtownie oderwałem się od niego i łapczywie zaczerpnąłem powietrza. Osunąłem się na podłogę tak jakby ten pocałunek wypompował ze mnie resztkę sił.
Naprawdę tylko tyle chcesz w zamian? - roześmiał się.
To będzie dla mnie zdecydowanie wystarczająco. - westchnąłem.
Nagle rozeszło się ciche pukanie, a drzwi od pokoju lekko uchyliły się. W szparze dostrzegłem znajomą mi twarz o niebieskich oczach otoczoną miodowymi włosami.
Wszystko w porządku? - spytała Alex.
Szczerze mówiąc cieszyłem się na jej widok. Dobrze tylko, że nie weszła kilka sekund wcześniej. To mogłoby być trochę krępujące gdyby zastała nas w takiej sytuacji.
Od razu wyszczerzyłem się w niewinnie jakbym chciał zamaskować wszystko co przed chwilą działo się między mną a Louisem. Zawsze kiedy działo się coś takiego próbowałem to jakoś ukryć choć i tak wiedziałem, że nikt o nic mnie nie podejrzewa. Tak było pewnej nocy kiedy zostałem sam w pokoju z jedną dziewczyną... Przez cały tydzień chodziłem z głupim uśmieszkiem kiedy mama zaczęła coś podejrzewać. W końcu przez mój idiotyczny wyraz twarzy odkryła o co chodzi i miałem z nią naprawdę poważną rozmowę. Może też dlatego, że znalazła otwartą paczkę gumek pod łóżkiem...
W porządku... na serio. Mówię ci. - mój ton nie brzmiał zbyt przekonująco.
Spojrzała na mnie pytająco. Chciała coś powiedzieć, ale widać było, że nie przychodziło jej to z łatwością.
To ja tylko tak chciałam sprawdzić... - wydukała. - Pójdę już.
Byłem pewny, że nie to chciała powiedzieć. Chciałem ją zatrzymać, ale nie mogłem teraz pójść od Louisa. Spojrzałem na niego wyczekująco. Czekałem aż coś powie. Cokolwiek.
Dziwnie się czułem po tym co między nami zaszło. Dopiero teraz doszło do mnie co ja takiego zrobiłem. Tak nie zachowują się przyjaciele. To nie był taki po prostu niewinny „całusek”. To było coś więcej. Pełen namiętności i uczucia pocałunek. Słyszałem głos w mojej głowie dręczący mnie słowami „Harry, co się z tobą dzieje?”
Powinieneś wrócić do domu. - powiedział.
Nie mogę. Obiecałem, że zostanę. - przytuliłem go. - A poza tym ja nawet go nie mam... - dodałem prawie niesłyszalnie.
Louis zaczął lustrować mnie wzrokiem. Chyba nie za bardzo rozumiał moją wypowiedź.
Hę? Jak to nie masz? - dopytywał.
Jestem z Holmes Chapel. Mieszkam w akademiku, ale nie chcę tam wracać. - wyjaśniłem.
W oku chłopaka dostrzegłem jakby błysk. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Nie musisz. - wskazał na szafkę stojącą obok łóżka. - Otwórz ją.
Co w niej jest? - spytałem.
Dowiesz się.
Otworzyłem szufladę tak powoli jakbym bał się zobaczyć co jest w środku. Na jej dnie dostrzegłem klucze. Podniosłem je a breloczek w kształcie serduszka zabrzęczał dźwięcznie o metal. Spojrzałem na Lou oczekując wyjaśnień.
Po prostu czuj się jak u siebie. - Louis przeciągnął palcem po moim podbródku.
Zacząłem dokładnie oglądać klucze. Czułem się trochę głupio.
Nie mogę. - pokręciłem przecząco głową.
Musisz, bo ja ci tak karzę. - wytknął język.
Zaprosił mnie do swojego mieszkania. Zaprosił chłopaka którego ledwie znał. Musiał mieć ogromne zaufanie do mnie. Nie sądziłem, że to tak się potoczy.
A jak już wszystko będzie ze mną w porządku to dołączę do ciebie. - roześmiał się. - W końcu ktoś musi mnie pilnować... Jestem niegrzecznym chłopcem. - puścił mi oczko.
***


Było już dość ciemno i choć był jeszcze środek lata można było odczuć chłód przez wieczorny wiatr, ale mimo to było dość przyjemnie na dworze. Kierowałem się do domu Louisa pomagając sobie jego wskazówkami. Na plecach niosłem plecak, a za sobą ciągnąłem walizkę której kółka głośno terkotały o bruk. Pora była już późna, ale po ulicach wędrowało mnóstwo ludzi. To dziwne, bo zawsze myślałem, że o takiej godzinie wszyscy siedzą zaszyci w domach i oglądają telewizję.
Niedaleko parku miejskiego dostrzegłem rząd domów. Wiedziałem, że to jeden z nich. Dokładnie patrzyłem na każdy numerek wiszący na ścianach aż znalazłem ten którego szukałem - „Rose Avenue 24”. Wbiegłem po schodach frontowych i stanąłem przed drzwiami. Włożyłem klucz do zamka i przekręciłem dwa razy. Nacisnąłem na klamkę, a drzwi ustąpiły. Zamknąłem je za sobą. Na oślep zacząłem szukać w ciemnościach włącznika światła. Kiedy na niego natrafiłem przedpokój cały się rozjaśnił, a moim oczom ukazało się przyjemnie urządzone w jasnych barwach mieszkanie. Wkroczyłem w głąb domu. Louis na serio musiał się postarać aby wyglądało tak szykownie, ale najgorsze było to, że byłem w nim sam.
Czułem przerażające zmęczenie. Poszperałem w lodówce i zjadłem to co w niej było – a było nie wiele. Pomyślałem, że potem mu odkupię, ale na razie byłem potwornie głodny. Rozebrałem się, wziąłem szybki prysznic, założyłem na siebie czystą bieliznę i opadłem na łóżko. Lou powiedział, że nie ma nic przeciwko jeśli będę spał na jego posłaniu.
Z rozkoszą wtuliłem się w pościel. Wyginałem się w różne strony żeby znaleźć odpowiednią dla mnie pozę do snu. W końcu poczułem jak powoli mój umysł zaczyna zapadać w sen. Byłem tak szczęśliwy, że nadszedł czas mojego odpoczynku. Zasnąłem z twarzą ukrytą w poduszce która pachniała, hm... marchewkami?


 Kolejny rozdział :p
Się namęczyłam, że hej... xD
Póki co nudny i ślamazarny nic się nie dzieje i brakuje sensownego planu
Może potem będzie lepiej
Mam nadzieje że się podoba :)
zapraszam do komentowania i obserwowania :D
Dziękuję i do następnego <3





Bohaterowie :)


Harry Styles (18 l.) – miły i uroczy chłopak. Od kiedy spotkał Louisa zaczął coś do niego czuć. Jednocześnie podoba mu się Alexis, która niestety ma chłopaka. Harry jest zazdrosny. Sprawnie ukrywa swoje relacje z Louisem przed przyjaciółmi ponieważ boi się ich reakcji. Nie jest też pewny czy to co do niego czuje to na pewno miłość


Louis Tomlinson (19 l.) - zabawny i słodki dziewiętnastolatek. Uwielbia marchewki i przepada za Harrym i to właśnie z nim najlepiej się dogaduje. Łączy ich niesamowite uczucie które może okazać się czymś więcej niż tylko przyjaźnią.


Alexis Catson (18 l.) – Jej najlepszą przyjaciółką jest Brenda. Na jej młodszego brata ktoś napadł dlatego często odwiedza go w szpitalu. Jest dziewczyną Nathana, ale nie wie o tym, że Harry się w niej podkochuje. Jest miła, urocza i wrażliwa niestety często mściwa i konfliktowa.



Brenda Mitterand (18 l.) - najlepsza przyjaciółka Alexis. Szalona - jak sądzą jej wszyscy znajomi, jednak nie wiedzą, że między nią a Zaynem dzieje się coś poważnego... potrafi nieźle nabroić.




Zayn Malik (19 l.) – Przystojny, ale przez to trochę pedantyczny. Przyjaciele śmieją się, że idealną połówką dla niego będzie on sam. Zawsze ma przy sobie małe lusterko. Od jakiegoś czasu zaczyna coś czuć do Brendy.


Liam Payne (19 l.) - Niby najpoważniejszy i najbardziej odpowiedzialny z całej grupy swoich przyjaciół. Najdziwniejsze jest tylko to, że boi się łyżeczek i wszystko je widelcami. Wspiera Harry'ego w każdej trudnej sytuacji. To on jest dla niego oparciem i pragnie aby chłopak ze wszystkiego mu się zwierzał przez co zyskuje z nim coraz lepszy kontakt i dowiaduje się o rzeczach, o których nie wie nikt z wyjątkiem Hazzy i Lou.


Niall Horan (18 l.) - Zabawny, wygadany chłopak który cały czas je. Jest wrażliwy, ale bardzo otwarty na innych, nikt jednak nie wie że skrywa on pewną tajemnicę... nikomu o tym nie zamierza powiedzieć. Boi się odtrącenia.


Nathan Flynn (19 l.) - Chłopak Alex przystojniak podobający się wielu dziewczynom nie jest jednak zbyt miły. Jest zapatrzony w siebie i uwielbia bawić się uczuciami innych. Alexis darzy go wielkim uczuciem, ale on chyba nie odwzajemnia tego w ten sam sposób.



Eleanor Calder (19 l.) - Dawna miłość Louisa. Ciągle się „przyjaźnią” Eleanor nie przepada za Harrym ponieważ zaczyna podejrzewać, że są razem. Zamierza przeszkodzić im przed czymkolwiek więcej niż przyjaźń.


No i mamy bohaterów TADA xD