Obserwatorzy

Tak po prostu se umarłam.

Sabrie, Szafa, Poland
No więc... niektórzy mają wrażenie że umarłam? Może rzeczywiście tak jest. Wraz z tym blogiem umarła część mnie. Gdyby jednak coś nakłoniłoby mnie do powrotu BYŁABYM SZCZĘŚLIWA! Mogą to zrobić tylko fani. Ale już nie wrócicie... prawda?

Ilu tu was było... :)

środa, 16 maja 2012

Rozdział czwarty - Jestem niegrzecznym chłopcem


… Żenujące, wiem. Ale to nie dla tego, że tak chciałem. To nie dla tego, że po prostu taki jestem. Ja tylko spotkałem idealną osobę dla której byłem w stanie zrobić wszystko. Nie osądzaj mnie. Potrzebowałem się komuś zwierzyć. Wybrałem Ciebie. Jak myślisz, dlaczego? Wierzę, że mnie zrozumiesz. A poza tym... Mam coś do stracenia...?


Przez całą noc nie zmrużyłem oka. Musiałem czuwać przy Louise. Byłem za niego odpowiedzialny. Często się budził i próbował wstać z łóżka na co nie mogłem mu pozwolić – jeszcze by sobie zrobił krzywdę. Kiedy nie spał płakał i jęczał z bólu. Nie mogłem mu inaczej pomóc jak po prostu tu być. Musiałem go podnosić i prowadzić do łazienki razem z pielęgniarką , gdzie kilka razy stracił przytomność podczas załatwiania pilnej potrzeby. Do tego wymiotował. Był wyczerpany po operacji. To była ciężka i długa noc, ale sądzę, że dla Louisa gorsza niż dla mnie.
Był już ranek kiedy bez sił opadłem na podłogę. Nie mogłem się podnieść. Chciałem spać, a oczy same mi się zamykały. Teraz o niczym nie marzyłem tak bardzo jak doprowadzić moje zwłoki do łóżka – ciepłego, miękkiego łóżka, ale nawet go nie posiadałem. Stwierdziłem, że wystarczy mi podłoga. Zimna i twarda, ale ja pragnąłem tylko snu, odpoczynku. Wiedziałem, że teraz nie ma na to czasu. Niechętnie wstałem z ziemi i przyczołgałem się do łóżka Louisa. Spojrzałem na wymęczoną twarz chłopaka. Spał. Nareszcie. Jego stan chyba się polepszał. Co tu do cholery robi personel szpitalny skoro ja bez przerwy się nim opiekuję?
Położyłem twarz na jego posłaniu. Nie chciałem żeby cierpiał. Zrobiłbym dla niego wszystko. Nie wiem dlaczego... po prostu go lubiłem, a kiedy widziałem jego ból sam krwawiłem od środka. Nie da się słowami opisać jak bardzo było mi go żal. Gdybym mógł wziął bym całe jego cierpienie na siebie... byłbym w stanie to zrobić choćbym miał umrzeć w najgorszych męczarniach. Dlaczego jemu się to działo? Nie zasłużył na taki los. Nie pozostało mi nic innego jak być. Być przy nim przez cały czas i pomóc mu jak najlepiej potrafiłem. Dać z siebie wszystko. Żeby chociaż przez chwilę zobaczyć uśmiech na jego twarzy. Uśmiech, który tak uwielbiałem, bo był najpiękniejszy na świecie.
Jesteś... - usłyszałem jego ochrypnięty głos. - ...ciągle tu jesteś.
Louis dotknął mojego ramienia. Zimną, bladą dłonią wodził po mojej skórze. Kiedy otworzyłem oczy ujrzałem jego niebiesko-zielone tęczówki. Jego usta ułożyły się w słaby uśmiech.
Jak się czujesz, Lou? - spytałem.
Nic nie odpowiedział tylko westchnął ciężko. Widziałem, że z trudem oddychał. Łapczywie nabierał powietrza do płuc.
Nie wiem, Harry. - złapał mnie za rękę. - Wszystko mnie boli.
Przytuliłem go. Szeptałem mu do ucha pocieszające słówka. Wiedziałem, że lubi kiedy nazywam go „Mój mały LouLou” tak też do niego mówiłem dzięki czemu chociaż trochę się uśmiechał.
Chciałbym sobie ulżyć. - Louis przejechał palcem po błękitnych żyłach na nadgarstku i uśmiechnął się smutno.
W życiu bym ci na to nie pozwolił. - pokręciłem głową.
Wiem, nie mógł bym cię zostawić. Ty mnie nie zostawiłeś. - w jego oczach dostrzegłem łzy. - Nie zostawiłeś mnie, Harry. Tak ci dziękuję.
Nie śmiał bym go zostawić tutaj samego. Był mi wdzięczny. Widziałem to w jego zamglonych oczach, słyszałem to w jego drżącym głosie, wyrażały to jego ciepłe słowa.
Powinieneś odpocząć. - Louis popatrzył na mnie z żalem.
Nie mogę. Wiesz o tym. - zapewniałem go.
Westchnął ciężko. Starał się unikać mojego spojrzenia. Krążył wzrokiem gdzieś w głębi pokoju. Popatrzył na swoje dłonie.
Lepiej by było gdybym umarł. - pogłaskał mnie po policzku. - Jestem ciężarem dla wszystkich.
Położyłem mu palec na ustach.
Nawet tego nie mów. - skarciłem go. - Masz przestać gadać takie głupoty.
Ty nic nie rozumiesz. Tak mi głupio. - zaszlochał. - Patrze na to jak się starasz. Doceniam to, ale ty jesteś przeze mnie przemęczony. Popatrz jak ty wyglądasz, już prawie jak ja.
Nie obchodzi mnie to. - zaprzeczałem wszystkiemu co powiedział.
Lou wyglądał na zdezorientowanego. Zaczął się za wszystko obwiniać. Dlaczego? To nie jego wina to co się stało. On potrzebował opieki, a ja ją nad nim sprawowałem. Byłem z tego dumny, cieszyło mnie to. Bycie z nim dawało mi radość nie ważne jak ciężko musiałem pracować i choćbym miał czuwać nad nim całymi dniami i nocami. Nie spać, nie jeść, nie pić. Mógłbym dla niego umrzeć tylko po to aby on już więcej nie odczuł cierpienia.
I nie chcesz nic w zamian? - popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
Miałem zamiar od razu powiedzieć „nie” ale chwilę się zastanowiłem gdyż dostrzegłem, że jest coś takiego co bym chciał.
Właściwie... - uśmiechnąłem się. - Jest coś co mógłbyś dla mnie zrobić...
Dla ciebie wszystko. - powiedział z powagą.
Położyłem palec na jego mostku. Delikatnie przesunąłem go wyżej do szyi aż doszedłem do podbródka gdzie go zatrzymałem. Skierowałem  spojrzenie Lou na mnie.
Obiecaj. W zamian za to, że cię nie opuszczę... - wyszeptałem przybliżając twarz do jego. - … ty nigdy nie opuścisz mnie.
Obiecuję. - Louis rozchylił wargi i zamknął oczy. Czekał aż zrobię pierwszy krok.
Delikatnie szturchnąłem go nosem. Nasze twarze były coraz bliżej – tak blisko, że czułem na skórze jego przerywany oddech.  Usłyszałem od niego jeszcze ciche „kocham cię” kiedy poczułem na ustach dotyk jego miękkich warg. Niewinny pocałunek zaczął rosnąć w siłę i namiętność. Jego dłonie spoczywały na moich barkach. Wodziłem palcami po jego klatce piersiowej. Słyszałem jak pikanie ze strony monitora stawało się coraz szybsze. Nasze języki splotły się,a jego z pasją zaczął wnikać do mojej jamy ustnej . Louis jęknął cicho na co odpowiedziałem mu tym samym. Poczułem jak jego ciało zadrżało. Zrobiło mi się gorąco i choć oddychałem nosem to wspaniałe uczucie jakby wnoszenia się odbierało mi tlen. Gwałtownie oderwałem się od niego i łapczywie zaczerpnąłem powietrza. Osunąłem się na podłogę tak jakby ten pocałunek wypompował ze mnie resztkę sił.
Naprawdę tylko tyle chcesz w zamian? - roześmiał się.
To będzie dla mnie zdecydowanie wystarczająco. - westchnąłem.
Nagle rozeszło się ciche pukanie, a drzwi od pokoju lekko uchyliły się. W szparze dostrzegłem znajomą mi twarz o niebieskich oczach otoczoną miodowymi włosami.
Wszystko w porządku? - spytała Alex.
Szczerze mówiąc cieszyłem się na jej widok. Dobrze tylko, że nie weszła kilka sekund wcześniej. To mogłoby być trochę krępujące gdyby zastała nas w takiej sytuacji.
Od razu wyszczerzyłem się w niewinnie jakbym chciał zamaskować wszystko co przed chwilą działo się między mną a Louisem. Zawsze kiedy działo się coś takiego próbowałem to jakoś ukryć choć i tak wiedziałem, że nikt o nic mnie nie podejrzewa. Tak było pewnej nocy kiedy zostałem sam w pokoju z jedną dziewczyną... Przez cały tydzień chodziłem z głupim uśmieszkiem kiedy mama zaczęła coś podejrzewać. W końcu przez mój idiotyczny wyraz twarzy odkryła o co chodzi i miałem z nią naprawdę poważną rozmowę. Może też dlatego, że znalazła otwartą paczkę gumek pod łóżkiem...
W porządku... na serio. Mówię ci. - mój ton nie brzmiał zbyt przekonująco.
Spojrzała na mnie pytająco. Chciała coś powiedzieć, ale widać było, że nie przychodziło jej to z łatwością.
To ja tylko tak chciałam sprawdzić... - wydukała. - Pójdę już.
Byłem pewny, że nie to chciała powiedzieć. Chciałem ją zatrzymać, ale nie mogłem teraz pójść od Louisa. Spojrzałem na niego wyczekująco. Czekałem aż coś powie. Cokolwiek.
Dziwnie się czułem po tym co między nami zaszło. Dopiero teraz doszło do mnie co ja takiego zrobiłem. Tak nie zachowują się przyjaciele. To nie był taki po prostu niewinny „całusek”. To było coś więcej. Pełen namiętności i uczucia pocałunek. Słyszałem głos w mojej głowie dręczący mnie słowami „Harry, co się z tobą dzieje?”
Powinieneś wrócić do domu. - powiedział.
Nie mogę. Obiecałem, że zostanę. - przytuliłem go. - A poza tym ja nawet go nie mam... - dodałem prawie niesłyszalnie.
Louis zaczął lustrować mnie wzrokiem. Chyba nie za bardzo rozumiał moją wypowiedź.
Hę? Jak to nie masz? - dopytywał.
Jestem z Holmes Chapel. Mieszkam w akademiku, ale nie chcę tam wracać. - wyjaśniłem.
W oku chłopaka dostrzegłem jakby błysk. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Nie musisz. - wskazał na szafkę stojącą obok łóżka. - Otwórz ją.
Co w niej jest? - spytałem.
Dowiesz się.
Otworzyłem szufladę tak powoli jakbym bał się zobaczyć co jest w środku. Na jej dnie dostrzegłem klucze. Podniosłem je a breloczek w kształcie serduszka zabrzęczał dźwięcznie o metal. Spojrzałem na Lou oczekując wyjaśnień.
Po prostu czuj się jak u siebie. - Louis przeciągnął palcem po moim podbródku.
Zacząłem dokładnie oglądać klucze. Czułem się trochę głupio.
Nie mogę. - pokręciłem przecząco głową.
Musisz, bo ja ci tak karzę. - wytknął język.
Zaprosił mnie do swojego mieszkania. Zaprosił chłopaka którego ledwie znał. Musiał mieć ogromne zaufanie do mnie. Nie sądziłem, że to tak się potoczy.
A jak już wszystko będzie ze mną w porządku to dołączę do ciebie. - roześmiał się. - W końcu ktoś musi mnie pilnować... Jestem niegrzecznym chłopcem. - puścił mi oczko.
***


Było już dość ciemno i choć był jeszcze środek lata można było odczuć chłód przez wieczorny wiatr, ale mimo to było dość przyjemnie na dworze. Kierowałem się do domu Louisa pomagając sobie jego wskazówkami. Na plecach niosłem plecak, a za sobą ciągnąłem walizkę której kółka głośno terkotały o bruk. Pora była już późna, ale po ulicach wędrowało mnóstwo ludzi. To dziwne, bo zawsze myślałem, że o takiej godzinie wszyscy siedzą zaszyci w domach i oglądają telewizję.
Niedaleko parku miejskiego dostrzegłem rząd domów. Wiedziałem, że to jeden z nich. Dokładnie patrzyłem na każdy numerek wiszący na ścianach aż znalazłem ten którego szukałem - „Rose Avenue 24”. Wbiegłem po schodach frontowych i stanąłem przed drzwiami. Włożyłem klucz do zamka i przekręciłem dwa razy. Nacisnąłem na klamkę, a drzwi ustąpiły. Zamknąłem je za sobą. Na oślep zacząłem szukać w ciemnościach włącznika światła. Kiedy na niego natrafiłem przedpokój cały się rozjaśnił, a moim oczom ukazało się przyjemnie urządzone w jasnych barwach mieszkanie. Wkroczyłem w głąb domu. Louis na serio musiał się postarać aby wyglądało tak szykownie, ale najgorsze było to, że byłem w nim sam.
Czułem przerażające zmęczenie. Poszperałem w lodówce i zjadłem to co w niej było – a było nie wiele. Pomyślałem, że potem mu odkupię, ale na razie byłem potwornie głodny. Rozebrałem się, wziąłem szybki prysznic, założyłem na siebie czystą bieliznę i opadłem na łóżko. Lou powiedział, że nie ma nic przeciwko jeśli będę spał na jego posłaniu.
Z rozkoszą wtuliłem się w pościel. Wyginałem się w różne strony żeby znaleźć odpowiednią dla mnie pozę do snu. W końcu poczułem jak powoli mój umysł zaczyna zapadać w sen. Byłem tak szczęśliwy, że nadszedł czas mojego odpoczynku. Zasnąłem z twarzą ukrytą w poduszce która pachniała, hm... marchewkami?


 Kolejny rozdział :p
Się namęczyłam, że hej... xD
Póki co nudny i ślamazarny nic się nie dzieje i brakuje sensownego planu
Może potem będzie lepiej
Mam nadzieje że się podoba :)
zapraszam do komentowania i obserwowania :D
Dziękuję i do następnego <3





3 komentarze:

  1. Jak to jest nudne to ja chyba jestem święta. To jest wspaniałe. Kobieto ty masz talent
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział<33

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Paulo!
    Jestem wręcz zachwycony tym rozdziałem. Nie wiem czy to mam jeszcze raz ci mówić, czy w końcu zrozumiałaś, że jesteś niesamowita! Każdy rozdział jest co raz wspanialszy. Ten był smutny, a zarazem zabawny ('.... hmmm marchewkami....' xd) Dora nie wiem co ci jeszcze napisać bo już wszystko wiesz, a nie chce się znowu tak rozpisywać (chyba, że się podobało xd)
    Twój Harry ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Super !!! Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń