Znasz to uczucie? Rano budzisz się i nic nie pamiętasz. A zaczęło się od uścisku, potem pocałunek,
nim zdążyłem się powstrzymać zorientowałem się, że zrobiłem coś okropnego. Ale ja tego nie chciałem. To przez alkohol. Gdybym mógł cofnąć czas... Teraz nie byłoby mi tak wstyd...
Nad ranem obudziły mnie delikatne promienie słoneczne wpadające do pokoju przez odsłonięte okno ze
wspaniałym widokiem na rozległe uliczki Londynu. Przeciągnąłem się i przekręciłem na bok. Zobaczyłem
coś czego nie powinienem zobaczyć. Louis. Chłopak leżał obok mnie. Obok mnie. W jednym łóżku. Był
nagi.
Spojrzałem pod kołdrę na moje ciało – nagie ciało. To nie był dobry znak.
Ja i on. Jedno łóżko. Oboje nadzy. Wczorajsza impreza... alkohol.
- Nie, nie, nie, nie! - zacząłem panikować.
Przyglądałem się śpiącemu Louisowi. Na jego plecach widniały ślady po paznokciach – moich paznokciach. Przypomniałem sobie jak podczas tej nocy wbijałem mu je w skórę przytrzymując go podczas kiedy on... boże. Jego jęki, moje krzyki kiedy z rozkoszą wchodził we mnie. Kręciło mi się w głowie od tych myśli. To nie mogła być prawda. Tak mi wstyd.
- Louis. - szepnąłem. - Louis, obudź się. - szarpałem go za ramię.
Chłopak odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się szeroko.
- Harry, co ty tu robisz? - spytał ochrypniętym głosem.
Przygryzłem wargę. Nie wiedziałem jak mam mu to powiedzieć. Ale chyba nie musiałem. Lou zaczął powoli łapać.
- O nie... - jęknął. - Co my do cholery zrobiliśmy?!
Loui owinął się kołdrą i zaczął skakać po pokoju w poszukiwaniu ubrań. Pomieszczenie było zdemolowane. Aż tak dobrze się bawiliśmy? Na podłodze leżały nasze bokserki. Podał mi moje, a swoje założył na siebie.
Ja wciąż nie mogłem w to uwierzyć. To nie miało się zdarzyć. Nasza przyjaźń stoi teraz pod wielkim
znakiem zapytania. Ten chłopak zawrócił mi w głowie do takiego stopnia, że miałem nawet szansę się z
nim przespać. Może wcale tego nie zrobiliśmy? Nie... Kogo ja chcę oszukać? Pamięć zaczęła mi wracać.
Byliśmy razem w kuchni. Wypiliśmy kilka butelek i zaczęliśmy się całować. No tak... Ja go zacząłem
całować. Rozbieraliśmy się i pieściliśmy aż w końcu chwiejnym krokiem poprowadziliśmy się na wzajem do sypialni. Tam zaczęliśmy się rozkręcać. Podobało mi się, wiem o tym. Louis też nie narzekał.
Ale właściwie... miał mi coś powiedzieć. Tak, powiedział to. Kiedy kładliśmy się razem do spać – pijani,
nadzy, napaleni na siebie - on powiedział te dwa słowa które wciąż tkwią w mojej pamięci, zostały w niej
najdłużej z całej tej nocy. Cały czas je słyszę.
„Kocham cię”
A mieliśmy być tylko przyjaciółmi.
Lou usiadł na brzegu łóżka obok mnie. Westchnął ciężko. Bał się na mnie spojrzeć. Ja też bałem się jego
spojrzenia. Dlatego nie patrzyłem w jego stronę. Siedziałem skulony obok niego w samej bieliźnie.
- Hazz... - szepnął.
Serce podskoczyło mi do gardła. Czułem się głupio. To moja wina.
- Lou. - dotknąłem jego ramienia. - Przepraszam.
- Dlaczego? - Louis zwrócił na mnie swoje spojrzenie.
- Za tą noc. Nie powinienem...
- Nie o to chodzi. - przerwał mi. - Po prostu nie w taki sposób chciałem ci to powiedzieć... Nie w takich
okolicznościach.
Chodziło mu o „Kocham cię” skierowane do mnie. To chciał mi powiedzieć zeszłego dnia. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Chłopak mówi mi, że mnie kocha. To chyba nie jest normalne. Też nie jestem święty. W
końcu to ja zacząłem go całować. To ja byłem tak na niego napalony. To ja to zapoczątkowałem. Lepiej
powiedzieć, że kogoś kochasz, bo to jest prawdziwe i szczere. Nie ma w tym nic ohydnego czy zboczonego. - A podobało ci się? - usłyszałem nagle.
- Hę? - spytałem zdezorientowany.
- No wiesz. To jak się... - widać że ciężko było mu to powiedzieć. - … przespaliśmy.
Czy podobało mi się? Podobało? Tak czy nie? Nie miałem pojęcia. On jest gorący. Przystojny, pociągający. Chciałem to zrobić. Ale dlaczego? On mi się podoba. Ma świetne ciało. Jest doskonale zbudowany i ma
fajny... no, ten... tyłek. Fajny to mało powiedziane. Seksowny, zmysłowy. Tak, to były idealne słowa. Jego oczy – głębokie i piękne, najpiękniejsze na świecie. Jego głos którym mówił, że mnie kocha. Jego włosy, w które wplotłem moje dłonie kiedy go całowałem. On był idealny. Tak, podobało mi się. Odpowiedź brzmi
„tak”. Nie, nie mogłem. Nie mogłem mu powiedzieć. Tak czy nie? Tak... - co on sobie pomyśli? Nie mogę z nim chodzić. Nie – zrobię mu przykrość. Tak, nie, tak, nie... kurwa.
- Nie. - odpowiedź sama wydarła mi się z ust.
Louis spuścił wzrok. Co ja narobiłem. Co ja do cholery zrobiłem? Teraz musiałem to zakończyć. Tylko
przyjaciele. Tego chciałem. Nie chciałem nic więcej.
Proszę, Louis nie gniewaj się na mnie, proszę, ja nie wiem co robić...
- Aha... - szepnął. - W takim razie przepraszam.
Siedziałem sparaliżowany. Bałem się ruszyć. Widziałem w jego oczach łzy. Jestem głupi. Zraniłem go.
Miałem inny wybór? On cierpi – przeze mnie. Złamałem jego serce. Sprawiłem mu ból, a niedawno
mówiłem sobie, że nie chcę aby doznał bólu. Zaraz, co ja takiego mówiłem?
„Nie chcę, żeby więcej cierpiał”
To powiedziałem. Obiecałem sobie. A teraz sam byłem przyczyną jego cierpienia.
- Ja... pójdę do łazienki. - zaszlochał.
- Louis...
Próbował unikać mojego spojrzenia, żebym nie widział że płacze, ale i tak widziałem. Każda jego łza była
dla mnie jak cios prosto w serce. On był moim przyjacielem. Nie zasługuje na taki ból, a ja nie zasługuje na niego. Dlaczego go nie pocieszyłem? Nie przeprosiłem? Bo jestem słaby i nie potrafiłem.
Louis zamknął się w łazience. Zza drzwi dochodził do mnie jego płacz i szlochanie. Czułem jak mój cały
świat legł w gruzach. To bolało. Bolało to, że przeze mnie płakał. To moja wina. On mnie kochał.
Nie pozostało mi nic innego jak schować głowę w piasek. Tak jak robią tchórze. Zwykli, słabi tchórze.
Ubrałem na siebie jakieś spodnie i zwykły T-shirt. Po cichu poszedłem do drzwi.
- Przepraszam LouLou. - szepnąłem i wyszedłem z domu.
Postanowiłem odejść na jakiś czas. Potem wrócę. Potem. Może ta sytuacja jakoś się uspokoi. Nie umiałem spojrzeć mu w oczy i wyznać co czuję. Będę go unikać. Tylko gdzie ja się podzieję?
Usiadłem na ławce w parku. Myślałem co dalej będzie. Zadawałem sobie pytanie „czy mi się podobało?”
To było coś czego żadna dziewczyna nie potrafiła mi dać. Tej rozkoszy jaką dał mi tej nocy Louis. On jest
jedyny w swoim rodzaju. Pociąga mnie. Tak, tak, tak. Podobało mi się. Chętnie zrobiłbym to jeszcze raz.
Dlaczego nie powiedziałem mu „tak” To była najwspanialsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłem. Bałem się
mu powiedzieć. Nie wiem czy ja go kocham. Nie mam pojęcia. Coś do niego czuję ale nie jestem pewny
czy to na pewno miłość. Kiedy mu powiem, że go kocham on będzie przekonany, że chcę z nim być. A jeśli okaże się że jednak nie czuję do niego tego samego co on do mnie? Będę musiał to zakończyć. Złamię mu
serce... zaraz... Już je złamałem.
Moje przyrodzenie cały czas było odrętwiałe. To przez niego. Był świetny tej nocy. Wiedziałem, że dał z
siebie wszystko. Czułem to... w moich spodniach. Byłem zmęczony. Ciągle odczuwałem działanie alkoholu. Chciało mi się spać. Rozłożyłem się na ławce i zamknąłem oczy.
- Ej co ty domu nie masz, że w parku nocujesz? - usłyszałem znajomy mi głos.
Kiedy rozejrzałem się wokół ujrzałem Brendę. W sumie fajnie, że ją spotkałem.
- Brenda! Nawet nie wiesz jak się cieszę że cię widzę. - uśmiechnąłem się.
- Och, jesteś uroczy. - poklepała mnie po policzku. - Co ty tu robisz?
Westchnąłem ciężko i spuściłem wzrok.
- Wszystko spieprzyłem.
Dziewczyna usiadła obok. Położyła mi dłoń na ramieniu.
- Opowiedz kocurku wszystko co i jak. - złapała mnie za żuchwę i zmusiła mnie żebym na nią spojrzał.
Nie wiedziałem czy mam jej o tym mówić. Jeżeli już mam jej powiedzieć muszę powiedzieć wszystko.
O tym co czuję do Louisa, o tym co mi powiedział i o naszej wspólnej nocy. Bałem się jak to odbierze. Nie znam jej jeszcze zbyt dobrze, ale potrzebuję komuś się zwierzyć.
- Znasz Louisa, prawda? - spytałem.
- Tak, to bardzo miły chłopak.
- Widzisz, ciężko mi o tym mówić... - przełknąłem głośno ślinę. - Ostatniej nocy wyznał mi, że...
Brenda przytaknęła na znak żebym kontynuował. Wyglądała na wyrozumiałą. Z cierpliwością czekała aż jej powiem.
- Oj błagam cię, co to może być? - roześmiała się.
- Powiedział mi że mnie kocha. - wydukałem.
Brenda objęła mnie ramieniem, a drugą ręką zaczęła bawić się moimi włosami.
- Mów dalej. - szepnęła.
- Mogę ci ufać?
Obdarzyła mnie szczerym uśmiechem i spojrzała mi w oczy.
- Możesz mi ufać, naprawdę. - położyła dłoń na piersi.
- Potem za dużo wypiliśmy i...
- Przespaliście się? - powiedziała to w taki sposób jakby to było coś normalnego.
Przytaknąłem.
- Ale najgorsze jest to, że go zraniłem. - posmutniałem. - Zostawiłem go.
Brenda mruknęła cicho pod nosem. Powiedziałem jej. Mimo to, że wstydziłem się tej sytuacji teraz czułem
się lżej. Myślę, że ta dziewczyna jest godna zaufania.
- Co proponujesz żebym zrobił? - spytałem.
Blondynka pogłaskała mnie po policzku.
- Przeproś go. - odparła krótko.
- Ja nie wiem czy to co do niego czuję to miłość. - dodałem. - Musiałbym to przemyśleć.
- W takim razie przemyśl to. - kiwnęła głową. - Powiedz mu że potrzebujesz czasu.
Teraz kiedy ktoś dał mi to do zrozumienia wiedziałem już że tak zrobię. Tak, zdecydowanie ona jest
rozsądną dziewczyną. Potrafi być pomocna i poważna. Myślę, że to idealny wzór na przyjaciółkę. Już byłem pewny, że zrobię tak jak Brenda mi radziła. Przeproszę go. Powiem mu że potrzebuje czasu aby wiedzieć
czy będziemy razem szczęśliwi.
Razem z Louisem – to tak dziwnie brzmi.
- Dziękuję, Brenda. Jesteś niezwykła. - przytuliłem ją.
Roześmiała się i poklepała mnie po łopatce.
- Muszę już iść. Powodzenia. - uśmiechnęła się i wstała z ławki.
- Dzięki jeszcze raz za radę. - pomachałem jej.
Nie, nie chciałem wracać do domu – do Louisa. Wciąż nie potrafiłem mu spojrzeć w oczy. Bałem się.
Kiedyś będę musiał, ale nie teraz. Na razie nie dam rady. Siedziałem w barze wypijając drink za drinkiem. Każdy łyk palącej cieczy uspokajał moje myśli, odrywał mnie od rzeczywistości. Przez chwilę mogłem
zapomnieć. Spojrzałem przez okno. Miasto spowijał mrok, było już ciemno i późno, ale ja nie zamierzałem wracać. Deszcz uderzał o szybę, a ja obserwowałem jak po niej spływa. Wspominałem te słowa...
Któryś z nas pożałuje tej nocy. - Ja żałowałem
Louis miał rację.
Obserwatorzy
Tak po prostu se umarłam.
- dhskjfhahnglsjlfd
- Sabrie, Szafa, Poland
- No więc... niektórzy mają wrażenie że umarłam? Może rzeczywiście tak jest. Wraz z tym blogiem umarła część mnie. Gdyby jednak coś nakłoniłoby mnie do powrotu BYŁABYM SZCZĘŚLIWA! Mogą to zrobić tylko fani. Ale już nie wrócicie... prawda?
Ilu tu was było... :)
niedziela, 27 maja 2012
Rozdział siódmy - Louis miał rację
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jeju, to jest świetne !
OdpowiedzUsuńDodaj szybko ; )
Awww <3 Boże jak zwykle wspaniale :*
OdpowiedzUsuńTa akcja :) Dodawaj szybko następny
Woow!
OdpowiedzUsuńBoskie, jak zawsze. Mam nadzieję że wszystko się między nimi ułoży :D
Wow! supeer blog <3 really ! a ten pomysł .. KOCHAM LARRY'EGO !! świetny rozdział ! czekam na to co się stanie dalej z naszym pijanym Hazzą XX
OdpowiedzUsuńHarry i Louis razem? Cudnie! Naprawdę ich miłość mi zupełnie nie przeszkadza, wręcz przeciwnie życzę im wszystkiego dobrego. Mam nadzieje że w 8 rozdziale będą razem, muszą być! ;). Swoją drogą szkoda mi było tego Louisa ... ;(. A Brenda to dobra przyjaciółka, tylko niech nie będzie z Harrym, wole go z Lou.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://onedirection-the-story.blogspot.com/