… Przy kimś kogo się kocha trzeba czuwać dzień i noc nie
zważając na żadne przeszkody, zwłaszcza kiedy ten ktoś
najbardziej tego potrzebuje...
Nad ranem obudziły mnie
głośne rozmowy. Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem trzech chłopaków
zgromadzonych wokół łóżka Louisa – zapewne jego przyjaciele.
- Hazza! Nareszcie się obudziłeś. - uśmiechnął się Lou.
- Louis mówił nam o tobie. - roześmiał się chłopak ubrany w czerwoną baseballówkę.
- To jest Zayn, a to Niall i Liam. - LouLou wskazał kolejno na przyjaciół.
- Dobra, dobra... koniec odwiedzin. - do pokoju wszedł lekarz i machnął ręką w kierunku drzwi na znak żeby chłopcy wyszli.
- Momencik. - poprosił Liam.
Chłopak podszedł do mojego łóżka i pochylił się nade mną.
Kątem oka zerknął w stronę Louisa.
- Jeżeli chodzi o Lou: Wiedz, że on jest trochę jakby... - westchnął. - Nie ten tego.
Spojrzałem na niego pytająco.
- Co masz na myśli? - uniosłem brew.
- To fajny chłopak. Myślę, że się dogadacie. Po prostu bądź dla niego miły. - uśmiechnął się.
- Będę. - odwzajemniłem uśmiech.
- Zdrowiej. - Liam poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu.
Przyjaciele Louisa pomachali nam na pożegnanie i opuścili
pomieszczenie. Louis od razu przeniósł wzrok na mnie. Wpatrywał
się we mnie tymi swoimi cudnymi oczami, ale myślami chyba był
gdzie indziej.
- Co się tak gapisz? - parsknąłem śmiechem.
- A nie wiem tak jakoś. - Lou wytknął język.
Dobijała mnie potworna nuda. Kompletnie nie wiedziałem co mam ze
sobą zrobić. Już pamiętałem co się stało – szedłem po
schodach i... chyba po prostu spadłem (xD) Ale ze mnie niezdara...
- Styles wypisany. - oznajmiła pielęgniarka.
Na te słowa Louis poderwał się.
- Co?! Dlaczego?! - krzyknął.
Kobieta podeszła do niego i położyła go z powrotem na posłaniu.
- Mama przyjechała. - odparła.
Wstałem z łóżka i podszedłem do wyjścia. Spojrzałem na Lou. Z
jego twarzy przepadł uśmiech, a w oczach błyszczały łzy.
- Mogę się pożegnać?
Pielęgniarka skinęła głową. Objąłem chłopaka ramieniem.
Wtulił swoją twarz w moją szyję tak, że czułem na skórze jego
przerywany oddech.
- A myślałem, że nie będę sam. - szepnął drżącym głosem.
- Nie będziesz. - pogłaskałem go po włosach. - Będę cię odwiedzać. Obiecuję.
- Dziękuję... - uśmiechnął się, ale po jego policzku spłynęła łza, którą szybo otarł rękawem szpitalnej piżamy.
Kobieta popchnęła mnie lekko w stronę drzwi. Odrętwiałym
krokiem wędrowałem przez szpitalny korytarz. Potwornie kręciło mi
się w głowie. Wszystko przed moimi oczami wydawało się tylko gamą
rozmazanych, zszarzałych plam. Pielęgniarka doprowadziła mnie do
recepcji gdzie ujrzałem moją mamę. Przytuliła mnie z uśmiechem.
- Wiesz jakiego stracha mi napędziłeś?! - ujęła moją twarz w
dłoniach
- Przepraszam to już się nie powtórzy. - odparłem.
W ogóle nie chciałem nigdzie iść. Chciałem być teraz z
Louisem. Wciąż miałem przed oczami widok jego twarzy strutej
smutkiem i płaczem. Na karku jeszcze czułem ciepło jego oddechu.
Ledwie go poznałem już zdążyłem go polubić i opuścić.
Mama zaprowadziła mnie do samochodu. Odpaliła silnik i
odjechaliśmy z parkingu. Wyjrzałem przez okno, żeby spojrzeć na
szpital ostatni raz. On został tam sam, a ja mu obiecałem, że go
nie zostawię, że będę z nim... że nie będzie sam.
Samochód stanął przed budynkiem z wzniesionym z szarej cegły.
Trochę przeraził mnie jego widok.
- Ja to mieszkam? - spytałem z nadzieją, ze odpowiedź brzmi „nie”
- Od dzisiaj tak. - odparła. - To akademik.
- Co? - nie za bardzo rozumiałem.
Mama popatrzyła na mnie pytająco.
- Sam chciałeś do szkoły w Londynie. Ostrzegałam, że nie przeprowadzę się tu z tobą aż z Holmes Chapel. - machnęła ręką na znak żebym wyszedł z auta.
Odprowadziła mnie do pokoju przy którym stały walizki.
- Bądź grzeczny i uważaj na siebie. - ucałowała mnie.
Nic nie odpowiedziałem. Byłem przerażony. Chwyciłem bagaże,
zapukałem do drzwi i wszedłem do pomieszczenia. Było w nim ciasno,
w każdym kącie stało łóżko, a na jednym z nich siedział łysy
napakowany chłopak o nie zbyt przyjaznym wyrazie twarzy.
- Hej... - wydukałem drżącym, łamiącym się głosem.
Współlokator w milczeniu zaczął lustrować mnie wzrokiem od stóp
do głów.
- Zgubiłaś się dziewczynko? - jego usta wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu.
Śmiał się ze mnie. To było widać, że bawił go mój strach.
Czuł się silniejszy. Podszedł do mnie. Patrzył na mnie z
wyższością.
- Nie bij mnie, proszę! - skuliłem się.
Serce waliło mi jak szalone. Bałem się że już po mnie.
- Nie zamierzam cię bić. Jesteś zbyt słitaśny. - roześmiał się z drwiną.
Położył się z powrotem na łóżko i zaczął bazgrać markerem
po ścianie. Wziąłem jakieś ciuchy i wkroczyłem do łazienki.
Ubrałem się w jeansy i fioletową bluzę. Gips ledwie przecisnął
mi się przez rękaw. Kiedy wyszedłem spojrzenie chłopaka znowu
zwróciło się na mnie. Wsadziłem telefon do kieszeni i założyłem
na głowę czapkę w kształcie pyszczka pandy.
- A ty dokąd, dziewczynko? - zapytał.
- Wychodzę. - mruknąłem.
- To wiem.
- Idę kogoś odwiedzić. - to powiedziawszy wyszedłem z pokoju.
Powędrowałem przez dziedzinie akademika i wyszedłem za bramę.
Chciałem iść do Louisa – przeprosić go, zapytać jak się
czuje, ale nie miałem pojęcia gdzie jest szpital. Nagle dostrzegłem
trzech znanych mi chłopaków – Liama, Zayna i Nialla.
- O, hej! - pomachałem do nich.
- Harry! - uśmiechnął się Zayn. - Co tu robisz? Nie w szpitalu?
- Właściwie to chciałem tam teraz iść, ale nie wiem gdzie to jest. - wzruszyłem ramionami.
- Możemy cię podwieźć, chcesz? - zaproponował Liam.
- Moglibyście? - ucieszyłem się. - Byłbym wdzięczny.
Chłopaki zawieźli mnie pod samą klinikę.
- Dzięki wielkie. - uśmiechnąłem się. - Mam u was dług wdzięczności.
- Eee tam. - Liam machnął ręką. - Przyjaciele Lou są naszymi przyjaciółmi.
Było mi bardzo miło, że Liam nazwał mnie przyjacielem Louisa.
Kiedy byłem już pod drzwiami pokoju w którym leżał Louis
ostrożnie wkroczyłem do środka. Poczułem niesamowitą radość,
że mogłem go znowu zobaczyć, ale zaraz mój entuzjazm zgasł kiedy
dostrzegłem jego stan. Chłopak spał. Jego powieki i usta były
sine, twarz przybrała blady kolor, a jej rysy wykrzywiały się w
bólu. Na czole Louisa widniały wypukłe, błękitne żyły, a po
skórze spływał pot.
- Lou? - szepnąłem.
Delikatnie otworzył oczy. Jego usta ułożyły się w niewyraźny,
słaby uśmiech.
- Wróciłeś. - powiedział ledwie słyszalnym, ochrypniętym głosem.
- Jak mogłem nie wrócić? Obiecałem.
Podszedłem do niego bliżej. Klęknąłem przy jego łóżku.
Uniosłem dłoń ku jego twarzy i zacząłem delikatnie głaskać go
po policzku. Zamknął oczy. Uśmiechnął się nieśmiało i musnął
palcami moją rękę.
- Jak się czujesz? - spytałem z troską.
- Nie najlepiej. - wydyszał.
Wtuliłem twarz w jego szyję. Louis otoczył mnie ramieniem i zaczął
wodzić palcami po moich plecach. Przybliżył się do mnie.
- Cieszę się, że jesteś. - szepnął mi do ucha, bo najwyraźniej tylko na taki ton głosu było go na razie stać. - Nie chcę żebyś odchodził. Potrzebuję cię.
Poczułem, że jestem kimś ważnym. Jeszcze do żadnego chłopaka
nie zapałałem takim... uczuciem. On był taki prawdziwy i uroczy.
Niestety cierpiał, a ja chciałem mu jakoś pomóc.
- Nie wiem czy mogę tu dłużej zostać. - podniosłem się.
- Możesz. - złapał mnie za rękę. - Nie chcę być sam. Boję się... - w jego oczach momentalnie pojawiły się łzy, a jego warga niespokojnie drżała.
- Czego? - klęknąłem przy nim z powrotem. - Czego się boisz?
- Śmierci... - jęknął.
Gwałtownie go przytuliłem. Nerwowo zacząłem przeczesywać palcami
jego włosy.
- Nawet o tym nie mów. - uprzedziłem go.
Wiedziałem, że mnie potrzebuje. Chciał abym był przy nim. Nie
mogłem go zostawić... na pewno nie teraz.
- Zostanę. - położyłem dłoń na jego piersi. - Dla ciebie.
I choć jego twarz zdradzała ból i cierpienie uśmiechał się –
szczerze. Jego głębokie oczy patrzyły czuło w moje. Położyłem
głowę obok jego, wtuliłem się w jego tors.
- Mógłbym umrzeć w twoich ramionach. - pogłaskał mnie po głowie.
- Ale proszę, nie umieraj. - roześmiałem się.
- Nie umrę. - posłał mi szeroki uśmiech. - Nie w takiej chwili.
Zapadła kojąca cisza. Wszystko wokół wydawało się nie ważne.
Teraz kiedy byłem tutaj z nim. Spokojny rytm wybijany przez jego
serce utulił mnie do snu.
- Słodkich snów, Hazza. - usłyszałem, a na policzku poczułem dotyk jego ciepłych ust.
Nie wiem czy ktoś Ci już to mówił, ale masz talent i go nie zmarnuj! Pisz dalej, czekam na kolejny rozdział : D
OdpowiedzUsuńDroga Paulo tak jak wcześniej wspomniala Sandra masz talent i to ogromny, ktorego nie mozna trzymac w ukryciu mam nadzieję że niedlugo pojawi sie trzeci (booooże jak ja nienawidzę czekac na nowy rozdzial kiedy jest taka chwila!!!. To na pewno bedzie coś wspanialego.Wierzę w Ciebie ♥
OdpowiedzUsuńTwój Harry ♥
O Bożeee <3 to jest genialne! Nie mogę się doczekać kolejnego! pisz szybko :D
OdpowiedzUsuńSuper! Pisz dalej!!! Jak na razie bardzo mnie wciągnęło :D nie moje się doczekać kolejnych
OdpowiedzUsuń