Obserwatorzy

Tak po prostu se umarłam.

Sabrie, Szafa, Poland
No więc... niektórzy mają wrażenie że umarłam? Może rzeczywiście tak jest. Wraz z tym blogiem umarła część mnie. Gdyby jednak coś nakłoniłoby mnie do powrotu BYŁABYM SZCZĘŚLIWA! Mogą to zrobić tylko fani. Ale już nie wrócicie... prawda?

Ilu tu was było... :)

czwartek, 10 maja 2012

Rozdział drugi - Trochę nie ten tego :p


 … Przy kimś kogo się kocha trzeba czuwać dzień i noc nie zważając na żadne przeszkody, zwłaszcza kiedy ten ktoś najbardziej tego potrzebuje...

Nad ranem obudziły mnie głośne rozmowy. Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem trzech chłopaków zgromadzonych wokół łóżka Louisa – zapewne jego przyjaciele.
  • Hazza! Nareszcie się obudziłeś. - uśmiechnął się Lou.
  • Louis mówił nam o tobie. - roześmiał się chłopak ubrany w czerwoną baseballówkę.
  • To jest Zayn, a to Niall i Liam. - LouLou wskazał kolejno na przyjaciół.
  • Dobra, dobra... koniec odwiedzin. - do pokoju wszedł lekarz i machnął ręką w kierunku drzwi na znak żeby chłopcy wyszli.
  • Momencik. - poprosił Liam.
Chłopak podszedł do mojego łóżka i pochylił się nade mną. Kątem oka zerknął w stronę Louisa.
  • Jeżeli chodzi o Lou: Wiedz, że on jest trochę jakby... - westchnął. - Nie ten tego.
Spojrzałem na niego pytająco.
  • Co masz na myśli? - uniosłem brew.
  • To fajny chłopak. Myślę, że się dogadacie. Po prostu bądź dla niego miły. - uśmiechnął się.
  • Będę. - odwzajemniłem uśmiech.
  • Zdrowiej. - Liam poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu.
Przyjaciele Louisa pomachali nam na pożegnanie i opuścili pomieszczenie. Louis od razu przeniósł wzrok na mnie. Wpatrywał się we mnie tymi swoimi cudnymi oczami, ale myślami chyba był gdzie indziej.
  • Co się tak gapisz? - parsknąłem śmiechem.
  • A nie wiem tak jakoś. - Lou wytknął język.
Dobijała mnie potworna nuda. Kompletnie nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Już pamiętałem co się stało – szedłem po schodach i... chyba po prostu spadłem (xD) Ale ze mnie niezdara...
  • Styles wypisany. - oznajmiła pielęgniarka.
Na te słowa Louis poderwał się.
  • Co?! Dlaczego?! - krzyknął.
Kobieta podeszła do niego i położyła go z powrotem na posłaniu.
  • Mama przyjechała. - odparła.
Wstałem z łóżka i podszedłem do wyjścia. Spojrzałem na Lou. Z jego twarzy przepadł uśmiech, a w oczach błyszczały łzy.
  • Mogę się pożegnać?
Pielęgniarka skinęła głową. Objąłem chłopaka ramieniem. Wtulił swoją twarz w moją szyję tak, że czułem na skórze jego przerywany oddech.
  • A myślałem, że nie będę sam. - szepnął drżącym głosem.
  • Nie będziesz. - pogłaskałem go po włosach. - Będę cię odwiedzać. Obiecuję.
  • Dziękuję... - uśmiechnął się, ale po jego policzku spłynęła łza, którą szybo otarł rękawem szpitalnej piżamy.
Kobieta popchnęła mnie lekko w stronę drzwi. Odrętwiałym krokiem wędrowałem przez szpitalny korytarz. Potwornie kręciło mi się w głowie. Wszystko przed moimi oczami wydawało się tylko gamą rozmazanych, zszarzałych plam. Pielęgniarka doprowadziła mnie do recepcji gdzie ujrzałem moją mamę. Przytuliła mnie z uśmiechem.
- Wiesz jakiego stracha mi napędziłeś?! - ujęła moją twarz w dłoniach
  • Przepraszam to już się nie powtórzy. - odparłem.

W ogóle nie chciałem nigdzie iść. Chciałem być teraz z Louisem. Wciąż miałem przed oczami widok jego twarzy strutej smutkiem i płaczem. Na karku jeszcze czułem ciepło jego oddechu. Ledwie go poznałem już zdążyłem go polubić i opuścić.
Mama zaprowadziła mnie do samochodu. Odpaliła silnik i odjechaliśmy z parkingu. Wyjrzałem przez okno, żeby spojrzeć na szpital ostatni raz. On został tam sam, a ja mu obiecałem, że go nie zostawię, że będę z nim... że nie będzie sam.
Samochód stanął przed budynkiem z wzniesionym z szarej cegły. Trochę przeraził mnie jego widok.
  • Ja to mieszkam? - spytałem z nadzieją, ze odpowiedź brzmi „nie”
  • Od dzisiaj tak. - odparła. - To akademik.
  • Co? - nie za bardzo rozumiałem.
Mama popatrzyła na mnie pytająco.
  • Sam chciałeś do szkoły w Londynie. Ostrzegałam, że nie przeprowadzę się tu z tobą aż z Holmes Chapel. - machnęła ręką na znak żebym wyszedł z auta.
Odprowadziła mnie do pokoju przy którym stały walizki.
  • Bądź grzeczny i uważaj na siebie. - ucałowała mnie.
Nic nie odpowiedziałem. Byłem przerażony. Chwyciłem bagaże, zapukałem do drzwi i wszedłem do pomieszczenia. Było w nim ciasno, w każdym kącie stało łóżko, a na jednym z nich siedział łysy napakowany chłopak o nie zbyt przyjaznym wyrazie twarzy.
  • Hej... - wydukałem drżącym, łamiącym się głosem.
Współlokator w milczeniu zaczął lustrować mnie wzrokiem od stóp do głów.
  • Zgubiłaś się dziewczynko? - jego usta wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu.
Śmiał się ze mnie. To było widać, że bawił go mój strach. Czuł się silniejszy. Podszedł do mnie. Patrzył na mnie z wyższością.
  • Nie bij mnie, proszę! - skuliłem się.
Serce waliło mi jak szalone. Bałem się że już po mnie.
  • Nie zamierzam cię bić. Jesteś zbyt słitaśny. - roześmiał się z drwiną.
Położył się z powrotem na łóżko i zaczął bazgrać markerem po ścianie. Wziąłem jakieś ciuchy i wkroczyłem do łazienki. Ubrałem się w jeansy i fioletową bluzę. Gips ledwie przecisnął mi się przez rękaw. Kiedy wyszedłem spojrzenie chłopaka znowu zwróciło się na mnie. Wsadziłem telefon do kieszeni i założyłem na głowę czapkę w kształcie pyszczka pandy.
  • A ty dokąd, dziewczynko? - zapytał.
  • Wychodzę. - mruknąłem.
  • To wiem.
  • Idę kogoś odwiedzić. - to powiedziawszy wyszedłem z pokoju.
Powędrowałem przez dziedzinie akademika i wyszedłem za bramę. Chciałem iść do Louisa – przeprosić go, zapytać jak się czuje, ale nie miałem pojęcia gdzie jest szpital. Nagle dostrzegłem trzech znanych mi chłopaków – Liama, Zayna i Nialla.
  • O, hej! - pomachałem do nich.
  • Harry! - uśmiechnął się Zayn. - Co tu robisz? Nie w szpitalu?
  • Właściwie to chciałem tam teraz iść, ale nie wiem gdzie to jest. - wzruszyłem ramionami.
  • Możemy cię podwieźć, chcesz? - zaproponował Liam.
  • Moglibyście? - ucieszyłem się. - Byłbym wdzięczny.

Chłopaki zawieźli mnie pod samą klinikę.
  • Dzięki wielkie. - uśmiechnąłem się. - Mam u was dług wdzięczności.
  • Eee tam. - Liam machnął ręką. - Przyjaciele Lou są naszymi przyjaciółmi.
Było mi bardzo miło, że Liam nazwał mnie przyjacielem Louisa.
Kiedy byłem już pod drzwiami pokoju w którym leżał Louis ostrożnie wkroczyłem do środka. Poczułem niesamowitą radość, że mogłem go znowu zobaczyć, ale zaraz mój entuzjazm zgasł kiedy dostrzegłem jego stan. Chłopak spał. Jego powieki i usta były sine, twarz przybrała blady kolor, a jej rysy wykrzywiały się w bólu. Na czole Louisa widniały wypukłe, błękitne żyły, a po skórze spływał pot.
  • Lou? - szepnąłem.
Delikatnie otworzył oczy. Jego usta ułożyły się w niewyraźny, słaby uśmiech.
  • Wróciłeś. - powiedział ledwie słyszalnym, ochrypniętym głosem.
  • Jak mogłem nie wrócić? Obiecałem.
Podszedłem do niego bliżej. Klęknąłem przy jego łóżku. Uniosłem dłoń ku jego twarzy i zacząłem delikatnie głaskać go po policzku. Zamknął oczy. Uśmiechnął się nieśmiało i musnął palcami moją rękę.
  • Jak się czujesz? - spytałem z troską.
  • Nie najlepiej. - wydyszał.
Wtuliłem twarz w jego szyję. Louis otoczył mnie ramieniem i zaczął wodzić palcami po moich plecach. Przybliżył się do mnie.
  • Cieszę się, że jesteś. - szepnął mi do ucha, bo najwyraźniej tylko na taki ton głosu było go na razie stać. - Nie chcę żebyś odchodził. Potrzebuję cię.
Poczułem, że jestem kimś ważnym. Jeszcze do żadnego chłopaka nie zapałałem takim... uczuciem. On był taki prawdziwy i uroczy. Niestety cierpiał, a ja chciałem mu jakoś pomóc.
  • Nie wiem czy mogę tu dłużej zostać. - podniosłem się.
  • Możesz. - złapał mnie za rękę. - Nie chcę być sam. Boję się... - w jego oczach momentalnie pojawiły się łzy, a jego warga niespokojnie drżała.
  • Czego? - klęknąłem przy nim z powrotem. - Czego się boisz?
  • Śmierci... - jęknął.
Gwałtownie go przytuliłem. Nerwowo zacząłem przeczesywać palcami jego włosy.
  • Nawet o tym nie mów. - uprzedziłem go.
Wiedziałem, że mnie potrzebuje. Chciał abym był przy nim. Nie mogłem go zostawić... na pewno nie teraz.
  • Zostanę. - położyłem dłoń na jego piersi. - Dla ciebie.
I choć jego twarz zdradzała ból i cierpienie uśmiechał się – szczerze. Jego głębokie oczy patrzyły czuło w moje. Położyłem głowę obok jego, wtuliłem się w jego tors.
  • Mógłbym umrzeć w twoich ramionach. - pogłaskał mnie po głowie.
  • Ale proszę, nie umieraj. - roześmiałem się.
  • Nie umrę. - posłał mi szeroki uśmiech. - Nie w takiej chwili.
Zapadła kojąca cisza. Wszystko wokół wydawało się nie ważne. Teraz kiedy byłem tutaj z nim. Spokojny rytm wybijany przez jego serce utulił mnie do snu.
  • Słodkich snów, Hazza. - usłyszałem, a na policzku poczułem dotyk jego ciepłych ust.   

4 komentarze:

  1. Nie wiem czy ktoś Ci już to mówił, ale masz talent i go nie zmarnuj! Pisz dalej, czekam na kolejny rozdział : D

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Paulo tak jak wcześniej wspomniala Sandra masz talent i to ogromny, ktorego nie mozna trzymac w ukryciu mam nadzieję że niedlugo pojawi sie trzeci (booooże jak ja nienawidzę czekac na nowy rozdzial kiedy jest taka chwila!!!. To na pewno bedzie coś wspanialego.Wierzę w Ciebie ♥
    Twój Harry ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. O Bożeee <3 to jest genialne! Nie mogę się doczekać kolejnego! pisz szybko :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Pisz dalej!!! Jak na razie bardzo mnie wciągnęło :D nie moje się doczekać kolejnych

    OdpowiedzUsuń