Obserwatorzy

Tak po prostu se umarłam.

Sabrie, Szafa, Poland
No więc... niektórzy mają wrażenie że umarłam? Może rzeczywiście tak jest. Wraz z tym blogiem umarła część mnie. Gdyby jednak coś nakłoniłoby mnie do powrotu BYŁABYM SZCZĘŚLIWA! Mogą to zrobić tylko fani. Ale już nie wrócicie... prawda?

Ilu tu was było... :)

niedziela, 6 maja 2012

Rozdział pierwszy - nie wiesz co tracisz...



Drogi przyjacielu!
Długo myślałem jakimi słowami zacząć ten list. Tyle się wydarzyło... Zmieniło się otoczenie, przyjaciele, nastawienie do świata i ludzi – zmieniłem się ja. Kompletnie straciłem poczucie czasu gdyż zapomniałem o tym że płynie, a to wszystko przez jedną rzecz która pojawiła się w moim życiu. Sam już nie wiem kim jestem... Nie poznaję siebie i wiem, mam świadomość ryzyka, że kiedy opowiem ci moją historię ty możesz tak samo mnie nie poznać. Nie wiem czy jest ona smutna, wzruszająca, wesoła czy żenująca. Mam nadzieję tylko, że nie zniechęcę Cię nią. Jestem zupełnie innym człowiekiem, ale nie wiem czy to lepiej czy gorzej. Tylko ty mnie zrozumiesz dlatego piszę do Ciebie.
Powiem tak... Spotkałem kogoś wyjątkowego – kogoś kto przewrócił mój świat do góry nogami. Zawsze nam powtarzali: „Miłość zawróci wam w głowie” - jak widać bardziej niż myślałem...

Otworzyłem oczy, ale zaraz szybko je zamknąłem ze względu na rażące mnie światło. Ból rozsadzał mi głowę. Podniosłem rękę do czoła i przeciągnąłem palcami po moich kasztanowych lokach. Kiedy spojrzałem na dłoń wpadłem w panikę i zacząłem krzyczeć. – była cała we krwi. Do pomieszczenia, w którym leżałem weszła ubrana na biało kobieta. Rozejrzałem się po pokoju. Byłem w szpitalu.
  • Coś się stało? - spytała.
Pokazałem zakrwawioną rękę pielęgniarce, a ona wytarła czerwoną ciecz papierowym ręcznikiem. Ujęła moją twarz w dłoniach i zaczęła dokładnie oglądać czubek mojej głowy.
- Hm, Jeszcze krwawi... - westchnęła.
Kompletnie nic nie pamiętałem. Dlaczego byłem w szpitalu? Co się stało? Byłem zbyt roztrzęsiony żeby o tym myśleć. Kobieta obandażowała mi głowę wokół czoła co tylko sprawiło, że ból był jeszcze bardziej dolegliwy. Wtuliłem się w poduszkę o mdłym, przydymionym zapachu. Zaraz potem poczułem, że nie mogę ruszyć lewą ręką. Uniosłem kołdrę i zobaczyłem, że jedna z moich kończyn skrępowana jest gipsem. Przez długie, męczące godziny jęczałem i kuliłem się z bólu.
Był już wieczór kiedy nagle drzwi od pokoju otworzyły się, a lekarze wprowadzili do środka nosze a na nich leżał chłopak, jego twarz wykrzywiała się z bólu.
  • Musisz teraz odpoczywać po operacji. - lekarz zwrócił się do pacjenta i wyszedł z pomieszczenia razem z pomocnikiem.
Chwilę patrzyłem w jego stronę, a on w ogóle się nie poruszał. Zaraz potem wyciągnął rękę w kierunku butelki z wodą mineralną, która stała na szafce, ale była za daleko. Zrobiło mi się go żal. Wyglądał na obolałego jeszcze bardziej niż ja. Chcąc mu pomóc zsunąłem się z łóżka i poczołgałem się w kierunku szafki z jedną ręką obitą w gips. Wziąłem butelkę i podałem ją chłopakowi. On uśmiechnął się w bólu i obdarzył mnie ciepłym spojrzeniem błękitno – zielonych oczu.
  • Dziękuję. - powiedział ochrypłym, ledwie słyszalnym głosem – Jestem Louis Tomlinson. - odparł i podał mi rękę.
  • Miło mi cię poznać, Louis. - uścisnąłem mu dłoń. - Ja jestem... eee... - przerwałem, bo zapomniałem o czymś. Jak ja mam na imię?
  • Przyjemność po mojej stronie „eee” - roześmiał się. Widać było, że chłopak ma poczucie humoru.
Poczułem jak do oczu napływają mi łzy.
  • Ja ja się nazywam? - ścisnąłem nerwowo pościel Louisa.
  • Spokojnie... - pogłaskał mnie drżącą dłonią po głowie. - Na pewno zaraz się dowiemy.
Wpadłem w histerię. Położyłem twarz na posłaniu Louisa. Zacząłem krzyczeć i płakać.
  • Co znowu się dzieję? - zapytała zirytowana pielęgniarka wchodząc ponownie do pokoju.
  • Nic nie pamięta. - odpowiedział za mnie Louis.
Kobieta złapała mnie pod pachami i położyła z powrotem na łóżku. Wzięła do ręki portfel, otworzyła go i wyjęła dokumenty.
  • Nazywasz się Harry Edward Styles.- pokazała mi jeden z nich.
Trochę mi ulżyło, ale wciąż nurtowało mnie wiele pytań. Nie chciałem jednak pytać o więcej, bo wyjdę na głupka. Pielęgniarka i tak już zachowywała się jakby miała dosyć swojej pracy. Dlatego też wyszła.
Louis uśmiechnął się do mnie w taki sposób, że od razu zrobiło mi się lepiej.
  • Masz bardzo ładne imię. - powiedział słodko.
Czułem, że oblewam się rumieńcem.
  • Zgrywasz się. - wytknąłem język.
  • Na serio bardzo mi się podoba. - zapewnił mnie.
Zupełnie nie wiedziałem co odpowiedzieć. Ten chłopak zaczął mnie strasznie krępować.
  • Jej... - westchnąłem. - Nie wiem co powiedzieć... twoje też jest ładne.
  • Nie musisz nic mówić. - uśmiechnął się. - Cieszę się, że tu jesteś. Wcześniej było tu tak pusto i nudno.
Znałem go zaledwie kilka minut, a już poczułem do niego sympatię. Jeżeli miałem z kimś dzielić pokój to z nim bardzo chętnie.
  • Przestań mówić mi takie miłe rzeczy... bo mnie onieśmielasz. - zachichotałem i spuściłem wzrok.
Louis poprawił poduszkę pod głową.
  • Widzę, ale nie mogę. Słodko się rumienisz. - szepnął bawiąc się swoimi kasztanowymi włosami.
Jego ochrypnięty, pozbawiony sił głos był kojący, uspokajał mnie, ale jednocześnie krępował, brzmiał... seksownie. Uśmiech prawie bez przerwy gościł na jego twarzy mimo iż czuł ból i cały był pokaleczony... ten uśmiech był wyjątkowy, on sam był wyjątkowy. Jego oczy... bez przerwy mnie śledziły. Były pełne uczucia, radosne – to sprawiało, że czułem się radosny, bezpieczny. Dzięki niemu wiedziałem, że nie będę sam.
  • Tak właściwie co ci się stało? - spytałem chcąc zmienić temat.
  • Autobus mnie przeleciał. - roześmiał się. - Czy ci kierowcy nigdy nie wytrzeźwieją?
To było dziwne. Jemu cały czas było do śmiechu. Nawet fakt wypadku, który mógł skończyć się o wiele gorzej przeobrażał w żart.
  • Ała... dupa mnie boli. - jęknął i parsknął śmiechem
To akurat wydawało mi się zabawne więc zacząłem się śmiać razem z nim.
  • Może mi wymasujesz? - zażartował.
Nic nie odpowiedziałem bo nie mogłem opanować śmiechu.
  • No dalej! Wiem, że tego chcesz. - poklepał się po pośladku.
  • Kusząca propozycja, ale jestem strasznie padnięty. - ziewnąłem i położyłem się na bok twarzą w kierunku łóżka Louisa.
  • Nie wiesz co tracisz. - uśmiechnął się.
Zgasiliśmy lampki i poszliśmy spać. Mimo iż było już ciemno czułem na sobie jego ciepłe spojrzenie.
  • Dobranoc Hazza. - usłyszałem nagle.
  • Hę? - mruknąłem zaskoczony tym jak mnie nazwał.
  • Przepraszam... mogę cię tak nazywać? - spytał speszony.
  • Pewnie, że tak, Lou-Lou. - roześmiałem się. - Dobranoc.
Co za uroczy chłopak... Już go lubię.


Jest pierwszy rozdział :)
Wiem nie umiem za bardzo pisać, ale kilka osób mnie prosiło :p
Na razie taki krótki i nudny może potem będzie lepiej
No to zapraszam do komentowania i obserwowania :D
Follownijcie mnie na twitterze ----------> @PaulaMlAmour
Do następnego ^^

4 komentarze:

  1. O jaaa... ALE FAJNE :D czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, Niesamowicie to napisałaś :D
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne <33 czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Droga Pulo sądzę że ten rozdział jest niesamowity zresztą jak ty sama xd juz zabieram sie do następnego i już w góle nie moge sie doczekac 3 :D więc pisz szyboko. Czekam z niecierpliwością
    całuski ♥♥♥♥
    Twój Harry ♥

    OdpowiedzUsuń